To było kiedyś handlowe serce miasta. Dziś z trudem odnajdujemy ślady dawnego blasku. Chodniki szerokie, ale dziurawe i zaśmiecone. Na każdym kroku antyreklama „lokal do wynajęcia". Gdy zapuścimy się głębiej w śródmiejskie kwartały, trafimy na kamienice – dosłownie – zabite dechami! Tymczasem za ok. 20 mln zł ma powstać nowy deptak, parkingi, drogi rowerowe, a na zwężonych jezdniach urzędnicy widzą elektryczne autobusy. Jagiellońską (koszty przebudowy krótkiego odcinka – 4,3 mln zł) też jeździło się będzie wolniej, po kamiennych płytach zamiast asfaltu. A tam, gdzie gwiaździste połączenie śródmiejskich traktów, zaplanowano fontannę. Na obrazku – pięknie.

Szczecinianie ironizują, że w pobliżu już fontanna jest. Tylko nie działa. Od kilkunastu lat. – Czy jak zepsuje się ta druga, miasto wybuduje trzecią? Decydenci nie tracą jednak rezonu. Mówią o „kreowaniu nowej jakości przestrzeni publicznych". Zastępca prezydenta, który powtarzał to przez cztery lata, właśnie stracił posadę. Nie on pierwszy, nie ostatni. Spółki, która kilkanaście lat reanimowała śródmiejskie kwartały, też nie ma. Zapisała się w historii pomysłami typu „Starówka Jagiellonów". W miejscu wyburzonych oficyn i zamkniętej podstawówki miało powstać coś w rodzaju rynku.

Pamiętam, jak podczas dyskusji ktoś zwrócił uwagę, że szkoła jest ważna dla rewitalizacji. Miejscy eksperci przekonywali, że budynek zrujnowany. Że uczniów coraz mniej. Minęło sześć lat i lansują nowe pomysły. Nadal nie rozumiejąc, że rewitalizacji nie zaczyna się od chodników i elewacji, tylko od ludzi. Od edukacji, kultury, aktywizacji społecznej. Szkoła te funkcje realizuje, nawet jeśli architekturą nie zachwyca. Bo szkoła to nie tylko sale, dzwonki i oceny, ale również biblioteka, stołówka, zajęcia pozalekcyjne i boisko, gdzie gania się za piłką całe dnie. Szkoła to poczucie wspólnoty, przywiązanie do miejsca. Póki włodarze Szczecina nie uznają, że biblioteka, klub seniora czy harcówka jest cenniejsza niż przebudowa ulicy choćby za 100 mln – nie ma szans na prawdziwą odnowę Śródmieścia.

Oczywiście, utrudniają ją tzw. czynniki obiektywne: kryzys gospodarczy, specyficzna struktura społeczna tej części miasta. Ale trudno nie dostrzec też błędów w polityce mieszkaniowej, planowaniu przestrzennym etc. I grzechu głównego – wpuszczenia wielkich centrów handlowych do środka miasta. Funkcjonujące tam sklepy, restauracje nie wrócą na al. Wojska Polskiego, choćby wyłożyć ją różowym marmurem. Gdyby nie te ostatnie sklepiki, piekarnie, lodziarnie, Jagiellońską nie byłoby po co chodzić. Rewitalizacja dzieje się w głowach! I trudniej ją przeprowadzić w suterenie niż we frontowej kamienicy.