Dobra kuchnia przy drodze

Przy Mazowieckich drogach można trafić naprawdę na smaczne jedzenie. Wypromowaniu takich miejsc ma pomóc projekt Slow Road.

Publikacja: 25.07.2017 23:30

Oryginalne menu i odpowiednia atmosfera to atuty niektórych mazowiecki przydrożnych restauracji.

Oryginalne menu i odpowiednia atmosfera to atuty niektórych mazowiecki przydrożnych restauracji.

Foto: Malinowy Bzyk

Czy w podróżach samochodami po Polsce, jadąc autostradami czy ekspresówkami, będziemy już skazani wyłącznie na posiłki u McDonalda na stacjach benzynowych, a przydrożne restauracje oddzielone barierami od klientów zbankrutują? Niekoniecznie.

I to nie tylko dlatego, że na niektórych stacjach benzynowych można zaskakująco dobrze zjeść, a do niektórych dobrych gospód nadal jest wygodny dojazd. Inne taki dojazd straciły, ale szczerze mówiąc, nie ma czego żałować. Tam, gdzie smacznie, mądry podróżnik zawsze trafi.

Dlaczego padają

Doświadczenie z przejazdu A1 i drogą ekspresową S8 z Warszawy do Wrocławia pokazuje, że coraz trudniej jest trafić na dobre, starannie przygotowane jedzenie. Nie ma tam nawet stacji Circle K (dawniej Statoil) ze słynnymi hot dogami, a teraz także wyjątkową kawą przygotowywaną według receptur specjalnie zatrudnionych baristów.

Oczywiście w McDonaldzie, na stacjach benzynowych, można zjeść szybko i raczej bez ryzyka. Ale nie każdy wybierze takie rozwiązanie, nawet jeśli zaplanował nie tylko tankowanie, ale i posiłek.

Niektóre przydrożne knajpki nie przetrwały i to na sporo wcześniej, zanim od klientów zaczęła je oddalać ekspresówka.

Na trasie E7 z Warszawy do Gdańska padła restauracja arabska, gdzie tylko na początku jej działalności można było zjeść naprawdę bliskowschodnie jedzenie, z prawdziwymi świeżo pieczonymi plackami-pitami. Trudno jest zrozumieć, jak to się stało, że został zamknięty i tak już uziemiony samolot w Baboszowie, skoro posiłek tam zawsze był rozrywką dla dzieci znudzonych podróżą. Niestety, sam lokal nie wystarczył, skoro jedzenie było tam gorsze niż na pokładach samolotów, które nadal latają.

Rozbudowy i przebudowy dróg w Polsce na szczęście nie da się zatrzymać. Jak więc w tej sytuacji pomóc małym przydrożnym knajpom. Pod warunkiem, że i one będą chciały i potrafiły pomóc same sobie.

A może Slow Road?

Województwo mazowieckie zostało właśnie partnerem projektu Slow Road, który zachęca do ucieczki z miast i zjechania z utartych szlaków. Do programu zostały zaproszone wszystkie województwa i urzędy marszałkowskie, a mazowieckie, w tym także Mazowiecka Regionalna Organizacja Turystyczna, dostrzegły w niej możliwość promowania regionu. I zgłosiły się jako pierwsze. Idea jest taka: jazda samochodem to coś więcej, niż przemieszczanie się z jednego punktu do drugiego. A jak wynika z danych w Google Trends, idea slow (slow food, w odróżnieniu od fast food) zyskuje już coraz większe grono zwolenników właśnie w Polsce.

Teraz przygotowywane są bazy danych dotyczących trzech najpiękniejszych tras Mazowsza. Mapa najciekawszych punktów na tych trasach znajdzie się na stronie www.slowroad.pl lub na Facebooku: https//www.facebook.com/.

– Jednym z głównych celów jest rozwój wszystkich obszarów regionu Mazowsza oraz ożywienie turystyki wewnątrzregionalnej – mówi Izabela Stelmańska, zastępca dyrektora Departamentu Kultury, Promocji i Turystyki w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Mazowieckiego. „Inicjatywa Slow Road ma również stanowić odpowiedź na takie problemy regionu, jak np: sezonowość w turystyce – poprzez polecanie wyselekcjonowanych miejsc Slow Road poza sezonem za pośrednictwem posiadanych kanałów komunikacji i narzędzi promocji" – czytamy w dokumencie.

– Program Slow Road to niekonwencjonalny sposób na promocję Mazowsza. W ramach inicjatywy chcielibyśmy zaprezentować miejsca nieznane, ulokowane poza terenami aglomeracji warszawskiej. Tym samym zachęcić do skosztowania regionalnych produktów czy wzbudzić zainteresowanie kultywowanymi na naszych terenach tradycjami. Wierzymy, że takie podejście zachęci do odwiedzenia naszego regionu nie tylko jego mieszkańców, ale także turystów z całej Polski – mówi Tomasz Nagot, dyrektor marketingu Mazda Polska. Bo do programu włączają się także koncerny samochodowe.

Mamy swoje typy

Taki program dla restauratorów, którzy do tej pory specjalizowali się w podawaniu szybkich dań, to wielka okazja dla rozszerzenia działalności, a jeśli będzie taka potrzeba, wręcz ratowania biznesu. Tyle że tutaj tkwi jeden problem. Slow life, czyli życie powolutku, w tym jedzenie bez pośpiechu starannie przygotowanych potraw, ma zupełnie inne wymagania, niż proste nakarmienie spieszących się podróżnych.

Chyba jednak warto jest podjąć to wyzwanie, bo slow food to także zupełnie inny klient, bardziej wymagający, ale i zdający sobie sprawę z tego, że za coś dobrego warto więcej zapłacić. Zalążki takie slow foodu już są. W Zajeździe Myśliwskim w Załuskach (nadal bez problemu można zjechać z drogi, żeby dotrzeć na parking, na którym zawsze stoją samochody gości) przyjeżdża się na flaki z naczyniami na wynos. Z kolei na dziczyznę, po którą właściciel Piotr Leśniewski jeździ na Mazury, przyjeżdżają cudzoziemcy, zwłaszcza Francuzi i Hiszpanie. Do domu biorą też pierogi robione z mięsa z bardzo wolno gotowanego rosołu. A kilkanaście razy w roku można tam kupić domowej roboty wędliny.

W „Malinowym Bzyku" w Dalanówku zjemy golonkę z dzika, gęsie udo albo zestaw dziczyzny z patelni gajowego. Do tego zawsze jest jakieś domowe ciasto, sernik, szarlotka czy też jakiekolwiek z owocami, zależy, co kucharka upiekła. Albo teraz w sezonie na przykład omlet z malinami. Wnętrze Bzyka i ogródek na zewnątrz nie skłaniają do tego, żeby tutaj jeść szybko.

Obroni się także Sunset w Strzegowie, który z latami powiększył się o hotel. Piękny ogród położony na terenie parku krajobrazowego nad Wkrą zachęca raczej do spaceru, nie do pośpiechu. W karcie, między innymi, niezapomniany befsztyk tatarski. Też warto jeść powoli.

Podobnie będzie z Chatą Smaku w mazowieckich Rybitwach, która mieści się w odrestaurowanej 100-letniej chacie wiejskiej. Aż się prosi, żeby zrobić tutaj „slow" z prawdziwego zdarzenia. Niestety, w tej chwili nie można zjeść tam świetnej cielęciny, ale kto wie, może razem ze slow food tutaj wróci. Na razie są tutaj szybkie obiady za 15 złotych, ale i oferta dla wybrednych.

Czyli, nawet jeśli większość samochodów pomknie dalej, to przydrożni restauratorzy mają szansę na przetrwanie. Tyle że z pewnością skończy im się szybka masówka. Zmotoryzowani będą mieli jedno wyzwanie: jak znaleźć dobre miejsce niedaleko szlaku.

Dotychczas najlepszą wskazówką był pełen parking, teraz nie zawsze można go znaleźć, patrząc z drogi.

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: d.walewska@rp.pl

Czy w podróżach samochodami po Polsce, jadąc autostradami czy ekspresówkami, będziemy już skazani wyłącznie na posiłki u McDonalda na stacjach benzynowych, a przydrożne restauracje oddzielone barierami od klientów zbankrutują? Niekoniecznie.

I to nie tylko dlatego, że na niektórych stacjach benzynowych można zaskakująco dobrze zjeść, a do niektórych dobrych gospód nadal jest wygodny dojazd. Inne taki dojazd straciły, ale szczerze mówiąc, nie ma czego żałować. Tam, gdzie smacznie, mądry podróżnik zawsze trafi.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego