Ponieważ przez lata dość uważnie śledziłem pracę lokalnych samorządów, wiem, że już w poprzedniej ich kadencji, z lokalną demokracją zaczęło się dziać coś złego. Wyraźnie można było dostrzec, że w ramach obowiązującego prawa, wyłącza się rzeczywistą debatę podczas obrad rad miejskich i gminnych (powiaty i sejmiki to ciągle nieco inna historia). Ugrupowania, które zdobywały większość w radzie i urząd prezydenta, burmistrza lub wójta, dość skutecznie ucinały rzeczywistą debatę nad sprawami lokalnymi. Tymczasem jeszcze na początku lat 90. nic takiego nie miało miejsca i debatowano o wydaniu każdego grosza na najdrobniejsze nawet sprawy. Dbano również o duży udział mieszkańców w sesjach rad, co później na różne sposoby było ograniczane.

Uważny obserwator już wtedy mógł zobaczyć pierwsze symptomy tego, co stanie się z demokracją polską na poziomie parlamentarnym czy demokracją w ogóle, szczególnie przy znaczącej przewadze jednego ugrupowania. Wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych do rad gmin, z którym mieliśmy do czynienia w ostatnich wyborach, jedynie pogłębiło proces tworzenia lokalnej demokracji scentralizowanej.

W działania te wpisuje się pomysł Prawa i Sprawiedliwości, aby ograniczyć kadencję wójtów, burmistrzów i prezydentów do dwóch. Gdyby propozycja padła w czasach politycznego spokoju, warto by nad nią dyskutować. W obecnych warunkach nie sposób potraktować jej inaczej niż jako kolejnej próby zwijania demokracji w Polsce, tym razem na poziomie lokalnym. Motywy Prawa i Sprawiedliwości wydają się jednoznaczne. Chodzi o odbicie tych przyczółków, głównie w dużych miastach, które w ostatnich latach miały wyrazistych, lubianych i cenionych przez ludzi liderów. Tym bardziej że duże miasta co do zasady, na razie popierały polityczną konkurencję PiS.

Z poziomu Sochaczewa, lokalnej wspólnoty średniego mazowieckiego miasta i całkiem dużego powiatu, są to zabiegi całkowicie niepotrzebne. Urzędujący burmistrzowie i wójtowie mogą być zmienieni decyzją mieszkańców. Skuteczna kampania wyborcza czy przespanie pewnych spraw przez lokalnych włodarzy w wielu przypadkach, również na Mazowszu skutkowało odsunięciem od władzy „starych" burmistrzów i wójtów. W moim rodzinnym Sochaczewie i powiecie sochaczewskim w ciągu ostatnich lat zmieniono burmistrza miasta i wójtów aż trzech powiatów. Okazało się, że nikt nie był przyspawany do fotela. Inna rzecz, że na poziomie społeczności lokalnych mieszkańcy często bardzo związują się ze swoimi wójtami burmistrzami i prezydentami. Pytanie tylko – czy to źle? Jeśli dobrze, to o co chodzi w propozycji zmian?