Można by powiedzieć, że złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy, ale byłoby to nie fair, i to co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że samorządy to obok przedsiębiorstw druga największa (i skuteczna) grupa beneficjentów. Po drugie, prawdą jest, że o dofinansowanie na drogi, szczególnie te lokalne, gminne, jest dużo trudniej, a w większości przypadków wprost pozyskać go nie można. Choć oczywiście wiadomo było o tym od bardzo dawna.

Sam pamiętam, że kilka lat temu, gdy rozpoczęły się negocjacje z Komisją Europejską dotyczące nowych programów operacyjnych, ostrzegała przed tym ówczesna minister rozwoju regionalnego. Sprawę sygnalizowano więc bardzo dawno, ale koniec końców sygnały na nic się zdały, bo w negocjacjach Bruksela postawiła na swoim. Teraz samorządowcy mówią – i tu cytat – „Priorytety określone przez Unię Europejską często rozmijają się z podstawowymi potrzebami inwestycyjnymi biedniejszych samorządów, np. pozyskanie dotacji unijnej na dofinansowanie budowy lub remontu dróg gminnych i powiatowych jest praktycznie niemożliwe".

Tyle że teraz narzekanie niewiele zmieni. Samorządy muszą działać w takiej sytuacji, jaka jest. Co prawda część województw, jeśli nie wszystkie, przymierza się do zmian w programach regionalnych i rozmów o nich z Komisją Europejską, ale czy wytargują coś na poletku dróg, bardzo wątpliwe, bo akurat do takiego, a nie innego finansowania inwestycji w infrastrukturę drogową w latach 2014–2020 Bruksela jest bardzo przywiązana.

Aby jednak nie było zbyt smutno, warto też zauważyć, na co wskazują sami samorządowcy, że są i furtki umożliwiające pozyskanie grantów na drogi. Przykładowo stolica województwa nie może korzystać z dotacji na drogi z programu regionalnego i programu „Infrastruktura i środowisko 2014–2020", ale może z programu „Polska wschodnia". Z kolei mniejsze gminy na lokalną szosę czy dojazdy pieniądze mogą pozyskać np. w ramach projektów rewitalizacyjnych lub przy tworzeniu terenów inwestycyjnych. Furtki więc są. Trzeba tylko nieco pogłówkować i inaczej rozłożyć projektowe akcenty.

A warto, bo bez dojazdu do mniejszych gmin są one de facto odcięte i trudno wtedy o inwestora, nie mówiąc już o codziennych problemach mieszkańców. Lubelskim samorządowcom kreatywności na pewno jednak nie zabraknie, zważywszy, że przed nimi coraz krótsza droga do wyborów samorządowych w 2018 r.