Nic dziwnego wszak to raczej rodzaj infrastruktury, która jest kosztowna, acz konieczna, by turystyczny biznes się kręcił. Dodatkowo to również, a może przede wszystkim, skarbiec z dobrami narodowej kultury.

Tuż przed końcem roku rząd zdobył punkty u Krakowian, podpisując umowy o zakupie zbiorów Czartoryskich i... byłego hotelu Cracovia.

Ta pierwsza informacja obiegła media w całym kraju. Trudno się dziwić. Państwo przejęło od Fundacji zbiór 86 tys. obiektów muzealnych i 250 tys. bibliotecznych. Wśród nich „Dama z gronostajem" Leonarda da Vinci, „Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem" Rembrandta, akt hołdu pruskiego czy rękopisy Długosza. Sceptycy kręcili trochę nosem, bo cena to niebagatelne 100 mln euro, a przecież kolekcja i tak nie mogła opuścić kraju bez zgody władz. Fani tego rozwiązania podkreślali natomiast, że „rynkowa" wartość zbiorów to nawet 10 mld zł. Żeby jednak zrozumieć największy plus tego zakupu, należało poczekać trzy miesiące. W marcu Muzeum Narodowe przejęło od Fundacji Czartoryskich budynki. Dokładnie to po części zamknięte budynki, bo o ile ekspozycja w Arsenale jest czynna, o tyle muzeum w Pałacu jest zamknięte od roku 2010.

Na remont potrzeba nawet 40 mln. Fundacja ich nie miała, a państwo polskie nie chciało inwestować w coś, co do niego nie należało, i tak trwał muzealny pat. Zakup kolekcji i przejęcie budynków oznacza, że po prawie dziesięcioletniej przerwie (w roku 2020), zbiory Czartoryskich znowu będą dostępne.

Druga z wymienionych na wstępie informacji – o zakupie hotelu – brzmi nieco dziwacznie, choć nie dla krakowian. Kupiony dla Muzeum Narodowego za 29 mln zł budynek znajduje się naprzeciwko pękającego w szwach muzeum. Były hotel, któremu przez chwilę groziło zburzenie, to klasyka polskiego postmodernizmu. Teraz ma tam znaleźć miejsce muzeum polskiego designu i architektury. Z zakupem związana jest jednak zabawna historia. Otóż długa na 150 metrów elewacja hotelu od lat służy jako wieszak na reklamy. Wszyscy mieli nadzieję, że przejęcie budynku przez muzeum zakończy ten proceder. Nic z tego. Dyrekcja Muzeum Narodowego ogłosiła, że reklamy pozostaną, bo... nie ma pieniędzy na utrzymanie prezentu. Zawiedzionych krakowian pocieszono, że w zamian pomiędzy hotelem a muzeum powstanie miejska „strefa relaksu". To miłe, ale skrzyżowanie przy muzeum i hotelu to najbardziej zasmogowane miejsce stolicy Małopolski.