Organizację ŚDM uznano za olbrzymi sukces, do którego moim zdaniem bardzo przyczynili się ci, którzy zastosowali się do propozycji prezydenta Majchrowskiego i opuścili miasto na czas spotkania młodych. Były bowiem momenty, gdy centrum miasta ulegało całkowitemu paraliżowi. Np. w nocy po Drodze Krzyżowej na Błoniach przez centrum nie mogli się przebić nawet posiadacze akredytacji wydanych przez Biuro Ochrony Rządu z adnotacją: „Wszelkie władze i urzędy RP proszone są o udzielanie pomocy okazicielowi niniejszej karty". Policjant, który zatrzymał mój samochód, wyznał szczerze, że nie ma pojęcia o istnieniu takich dokumentów i nie wie, jak mógłby udzielić mi owej pomocy.

ŚDM zaowocował też innymi elementami humorystycznymi. Krakowscy radni przyjęli specjalny apel do mieszkańców o darmowe zakwaterowanie pielgrzymów, ale media ustaliły, że zaledwie trzech radnych zadeklarowało zastosowanie się do własnego apelu. Poza tym specjalne, tańsze (!) bilety MPK na czas ŚDM były ostatecznie sprzedawane bez logo ŚDM, bo kościelny komitet organizacyjny za udostępnienie logo zażądał opłaty.

Natomiast znacznie większym problemem, jaki ujrzał światło dzienne w roku 2016, jest problem ochrony małopolskiego krajobrazu. W Małopolsce jest 11 parków krajobrazowych. Zaledwie osiem z nich ma opracowane (wymagane ustawowo) plany ochrony, ale i tak żaden z tych planów nie został uchwalony. Trzy parki nie mają nawet planów w przygotowaniu. Np. w przypadku Parku Bielańsko-Tynieckiego samorządowym władzom regionu nie starczyło na to siedmiu ostatnich lat. Nie ma więc co się dziwić, że w tej atmosferze mnożą się jak króliki szalone plany budowy infrastruktury na terenach, które powinny być raczej chronione niż zagospodarowywane.

Polskie Koleje Linowe chcą zainwestować w Tatrach 300 mln zł. Ma powstać m.in. tunel na Kasprowym, podobno zupełnie nieingerujący w środowisko naturalne, bo powstanie metodą... odpalania ładunków wybuchowych, a na Butorowym Wierchu ma stanąć wieża widokowa z widokiem na... Zakopane. Natomiast co do Gubałówki to prezes PKL zadeklarował: „Chodzi o to, by powstało tu centrum kulturalno-rozrywkowe działające do godzin wieczornych".

Takie podejście do przyrody gwarantuje zwiększony napływ swoistych „miłośników taternictwa". W październiku pewna para turystów zgubiła się (naprawdę!) na asfaltowej drodze o szerokości 5 metrów z Zakopanego do Morskiego Oka. W listopadzie TOPR ratował inną parę dwukrotnie w ciągu... 48 godzin. Najpierw po ciemku zabłądzili w okolicach Morskiego Oka, a dzień później utknęli na oblodzonym szlaku w rejonie Koziej Przełęczy. No ale co tam, chodzi przecież o pieniądze.