Po 1989 roku wraz z otwarciem się Polski na świat każde polskie miasto marzyło o tym, żeby stać się naturalną scenografią dla pracy gigantów globalnego kina. Punkt zwrotny stanowiła „Lista Schindlera" Stevena Spielberga, który zjechał do Krakowa ze swoją ekipą. Nowa dzieje się właśnie we Wrocławiu, gdzie Steven Spielberg znalazł plany do „Mostu szpiegów" z udziałem Toma Hanksa. A Spielberg nie jest wyjątkiem.

Całkiem niedawno jako polski łącznik z indyjskim Bollywood prezentowała się Warszawa, gdzie nagłaśniano kręcenie spektakularnej sceny z autobusem wpadającym do Wisły przez barierkę mostu. To też jest już historią, która nie miała ciągu dalszego w stolicy Polski. Tymczasem hinduski film „Sapthagiri Express" kręcony był na Placu Solnym, na stadionie miejskim we Wrocławiu, a także na Zamku Książ, pod opactwem w Henrykowie, w Lądku Zdroju. Najważniejsze jest to, że Wrocław i Dolny Śląsk nie tylko są plenerem światowych produkcji, ale też wygrywają w konkursach piękności i atrakcyjności z takimi gigantami jak Praga, gdzie gościł James Bond czy Berlin, a także Monachium.

Wcale się temu nie dziwię, bo po pierwsze na globalnym wybiegu opatrzone już miasta w naturalny już sposób muszą przegrać z nowymi nieznanymi „modelkami", które tak jak Wrocław robią teraz furorę, bo są po prostu sexy. A robią ją, ponieważ stolica Dolnego Śląska nie wymaga ciągłej zmiany makijażu czy kreacji, żeby ciągle zaskakiwać. Z całym szacunkiem dla Berlina- nie da się tam wyczarować średniowiecznych plenerów, bo po prostu ich tam nie ma. Z kolei w przecudownej Pradze nie ma zbyt wiele architektury powojennej, która też się przydaję, dlatego Wrocław z powodzeniem może grać Berlin lat 80. Klucz do sukcesu leży, więc w bogactwie i różnorodności. Wrocław może zagrać każdą epokę. No, może poza starożytnością! Bo też w mało którym mieście Europy spotyka się średniowiecze, renesans, barok, klasycyzm, secesja, konstruktywizm i socrealizm z architekturą współczesną. Sama uroda miasta nie wystarczyłaby, gdyby nie polityka włodarzy, którzy zachęcają kręcących plenery oraz korzystających z lokalnych ekip ekonomicznymi bonusami. Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego i miasto Wrocław od 2008 r. dofinansowało w sumie 60 filmów łączną kwotą 13,2 mln zł. z Dolnośląskiego Funduszu Filmowego. Oznacza to, że Dolny Śląsk prowadzi taką samą politykę jak największe metropolie, które zapraszają do siebie takich artystów jak choćby Woody Allen, żeby tylko rozpropagował je w swoich filmach. Tak trafiły na ekrany kin na całych świecie Paryż, Londyn, Barcelona czy Rzym. Nie dziwiłbym się, gdyby w najbliższym czasie powstał film „Zakochani we Wrocławiu. Zakochani w Dolnym Śląsku". >R5