Zaryzykował i wygrał

Mistrzem Polski został niespodziewanie Szymon Woźniak – zawodnik Betardu Sparty Wrocław. Przed turniejem nikt na niego nie stawiał. Teraz stał się ulubieńcem kibiców.

Publikacja: 27.07.2017 21:00

Szymon Woźniak

Szymon Woźniak

Foto: Fotorzepa / Bosiacki Roman

Krzysztof Cegielski w czasie transmisji z finałowego turnieju w Gorzowie nazwał Szymona Woźniaka zapchajdziurą w składzie Betardu. Ta opinia będzie mu pewnie długo wypominana, tyle tylko, że były żużlowiec, a obecnie ekspert telewizyjny miał rację – mistrz Polski sezon zaczynał na ławce rezerwowych w swojej drużynie. Nie mieścił się w składzie, przegrywając m.in. z Łotyszem Andrzejem Lebiediewem. Upominały się nawet o niego inne kluby, proponując wypożyczenie, a sam żużlowiec sugerował w jednym z wywiadów regulaminową zmianę, która pozwoliłaby zawodnikom w jego sytuacji na występy w barwach innego zespołu jako gość.

Woźniak po raz pierwszy wystąpił więc dopiero w piątej kolejce, a jego Sparta wygrała wyjazdowe starcie z niepokonanym od roku na własnym torze GKM Grudziądz. Przyszły mistrz Polski walnie przyczynił się do zwycięstwa, zdobywając 8 punktów, czyli więcej niż faworyzowani dotąd przez menedżera Rafała Dobruckiego Lebiediew czy Tomasz Jędrzejak (inny niespodziewany indywidualny mistrz Polski sprzed lat). Później jeździł już solidnie, odpłacając się za zaufanie, może poza wpadką w Zielonej Górze, gdzie zdobył tylko 3 punkty. 25 czerwca w swoim piątym w sezonie meczu po raz czwarty wygrał swój bieg.

Indywidualne mistrzostwa Polski w Gorzowie zaczął od zwycięstwa i to z nie byle kim, bo z uczestnikami cyklu Grand Prix Patrykiem Dudkiem i Bartoszem Zmarzlikiem. Później było nieco słabiej i swój ostatni bieg w fazie zasadniczej musiał wygrać, by być pewnym miejsca w pierwszej szóstce, z której dwóch najlepszych do decydującego biegu kwalifikowało się automatycznie, a kolejna czwórka jechała w barażu. Jak później przyznał, zagrał z mechanikami va bangue. – Pozmienialiśmy praktycznie wszystko w ciemno w tym samym motocyklu. To zagrało wyśmienicie i zostawiliśmy już do końca te ustawienia – powiedział. Wygrał i 19. bieg gorzowskiego turnieju, i baraż, i wielki finał. Jednodniowe finały co jakiś czas przynoszą niespodziewanych zwycięzców. W mistrzostwach seniorów były już triumfy wspomnianego Jędrzejaka czy Adama Skórnickiego – zawodników znanych, ale nigdy nie pierwszoplanowych. W Grand Prix to niemożliwe – tam sensacje mogą się zdarzać w pojedynczych turniejach, ale nie w klasyfikacji generalnej. Woźniak już raz sprawił niespodziankę, zresztą też w Gorzowie – w 2014 roku wygrał indywidualne mistrzostwa Polski juniorów.

Początki w Tucholi

Urodzony w 1993 roku mistrz Polski jeździć zaczął, mając siedem lat, w rodzinnej Tucholi. Jak wielu początkowo występował na miniżużlu. Również zaskoczeniem nie jest, że jego głównymi sponsorami i największymi kibicami byli rodzice. – Oni ciężko pracują za standardowe polskie pensje, nie mają żadnej swojej działalności. Zatem łatwo nie było. Tata pracuje w Ośrodku Sportu i Rekreacji w Tucholi, a także zajmuje się tamtejszą kręgielnią. Mama natomiast jest kucharką w gimnazjum – opowiadał w 2015 roku w „Gazecie Wrocławskiej".

Licencję uzyskał w 2008 roku, rok później debiutował w lidze w barwach Polonii Bydgoszcz, której pozostał wierny przez sześć lat. Rozstawał się z tym klubem w atmosferze małego skandalu – właściciel Polonii Władysław Gollob zarzucił mu, że traktował Polonię jak bankomat. – Niektórzy (żużlowcy) są prowokowani do odejścia, ale 90 proc. z nich poszukuje lepszego pracodawcy i łatwiejszych pieniędzy – mówił. Zawodnik nie chciał tego komentować, ale na pewno nie sprawdziła się przepowiednia Golloba seniora, który twierdził, że odejście Woźniaka nie będzie wielką stratą dla Polonii. Bydgoszczanie cudem znaleźli się w zreformowanej pierwszej lidze, ale w tym sezonie chyba nawet cud nie uratuje ich przed spadkiem. Władysław Gollob narzeka zaś na brak żużlowego narybku.

Woźniak wywalczył sobie miejsce w składzie ekstraligowej Sparty Wrocław, lecz był w niej najsłabszym z seniorów. Mimo to pozostał w drużynie i choć na początku rywalizację o miejsce w składzie przegrał, to teraz może mieć satysfakcję z tego, że pokazał trenerowi Rafałowi Dobruckiemu, iż ten się mylił. Woźniak musiałby mocno podpaść, żeby ze składu ponownie wylecieć, choć niedawno wpadkę już zaliczył – w rozegranym w środku lipca meczu w Rybniku w dwóch startach przyjeżdżał ostatni i do końca zawodów był zastępowany przez innych zawodników.

Łzy w oczach

Po finale mistrzostw Polski 24-letni zawodnik stał się jednak ulubieńcem kibiców. Wszystko dzięki jego spontanicznej reakcji po wygraniu decydującego wyścigu. Jeszcze zanim zsiadł z motocykla, z oczu popłynęły mu łzy. Przyznał później, że w tym momencie przeleciała mu przed oczami cała jego dotychczasowa kariera. – Dziękuję rodzicom, bo tylko dzięki nim tu jestem. 17 lat zajmuję się żużlem, a gdy przychodzi taki moment jak dzisiaj, trudno w to uwierzyć i mogę tylko się cieszyć, że bliscy zawsze mi pomagali. Najwięcej zawdzięczam właśnie rodzicom, bo przez wiele lat musieli zarywać swoje prace, by móc wozić mnie na treningi. Ten sukces dedykuję im. Może w jakimś stopniu wynagradza im to te wszystkie wyrzeczenia – powstrzymując płacz, mówił do kamery tuż przed dekoracją.

– W moje wychowanie i rozwój kariery włożyli tyle zaangażowania i ciężkiej pracy. Myślę, że mało kto byłby w stanie poświęcić się tak jak oni – mówił już na spokojnie w rozmowie z „Gazetą Wrocławską". Rodzice na turniej do Gorzowa jednak nie przyjechali. Oglądali transmisję w domu, w rodzinnej Tucholi. – Zaraz po zawodach przyjechali do mnie do Bydgoszczy i dopiero wtedy mogliśmy się wyściskać – wspomina Woźniak w wywiadzie dla „Expressu Bydgoskiego".

– Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem złotym dzieckiem polskiego żużla. Po mojej jeździe nie widać, że mam to we krwi. Mam jednak pełną gotowość i oddanie dla ciężkiej pracy – stwierdził później nowy mistrz Polski w wywiadzie dla „Sportowych Faktów". Cieszy się też jego rodzinne miasto. Woźniak przez miejscowy tygodnik został już obwołany „dumą Tucholi". – Jeszcze wiele wody w Kiczy (struga przepływająca przez Tucholę – red.) musi upłynąć, żeby dotarło do mnie, co się stało – opowiadał lokalnym mediom.

Czas ciężkiej pracy

Teraz przed Woźniakiem jeszcze więcej pracy, bo nikt już lekceważyć go nie będzie, a oczekiwania wzrosną. – Już dawno temu mówiłem, że chcę zostać w przyszłości mistrzem świata i będę ciężko pracować, po zdobyciu mistrzostwa Polski nawet dwa razy ciężej niż do tej pory, bo czuję niesamowitą energię – zapowiedział. Do osiągnięcia do końca sezonu wyznaczył sobie jeszcze trzy cele. Pierwszy – drużynowe mistrzostwo Polski ze Spartą. Jest to jak najbardziej możliwe, bo wrocławianie niesieni dopingiem średnio najliczniejszej jak dotąd widowni w Polsce (prawie 12 tys. kibiców na mecz) plasują się w tabeli PGE Ekstraligi na pierwszej pozycji. Po najwyższe cele Woźniak chce jechać także w Szwecji, gdzie jego Elit Vetlanda przewodzi ligowej stawce. Trzeciego celu osiągnąć się nie udało. Chciał obronić tytuł w parach klubowych, oficjalnie zdobyty za rok 2016, ale faktycznie w kwietniu br. Lipcową rywalizację spartanie rozpoczęli obiecująco, ale w czwartym biegu wrocławskiej pary za niesportowe zachowanie do końca zawodów wykluczony został partner Woźniaka – Tomasz Jędrzejak. W pojedynkę do końca walczył o medal, lecz ostatecznie przegrał. Jednak indywidualnie na ostrowskim owalu lepszy od Woźniaka był tylko Bartosz Zmarzlik.

Nowy indywidualny mistrz Polski konsekwentnie udowadnia więc, że warto na niego stawiać. I nikt nie nazwie go już zapchajdziurą. Sam zawodnik zareagował na to określenie Krzysztofa Cegielskiego bardzo spokojnie. – Wiem, że to było w dobrej wierze. Zresztą, jak dalej będę zdobywał medale, to mogę sobie być zapchajdziurą.

Krzysztof Cegielski w czasie transmisji z finałowego turnieju w Gorzowie nazwał Szymona Woźniaka zapchajdziurą w składzie Betardu. Ta opinia będzie mu pewnie długo wypominana, tyle tylko, że były żużlowiec, a obecnie ekspert telewizyjny miał rację – mistrz Polski sezon zaczynał na ławce rezerwowych w swojej drużynie. Nie mieścił się w składzie, przegrywając m.in. z Łotyszem Andrzejem Lebiediewem. Upominały się nawet o niego inne kluby, proponując wypożyczenie, a sam żużlowiec sugerował w jednym z wywiadów regulaminową zmianę, która pozwoliłaby zawodnikom w jego sytuacji na występy w barwach innego zespołu jako gość.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego