Tak jak z trwającymi właśnie (gdy to piszę) dniami Wiednia w Krakowie: wystawiono z tej okazji wielki namiot na placu Szczepańskim, w którym można za pomocą okularów „wirtualnej rzeczywistości" odbyć spacerek po stolicy wielkiego niegdyś cesarstwa, a obecnie małej republiki, pokosztować wiedeńskiej kawy, a wieczorem podziwiać projekcję panoram. Zadbano nawet, by krakowscy podróżnicy opowiadali o wiedeńskich przeżyciach, zapomniano tylko, że minęły czasy, gdy z wypiekami na twarzy PRL-owscy obywatele śledzili przygody tych, którym udało się wydostać za jakąkolwiek granicę, najlepiej zachodnią. Dziś, by sprzedać swoje przygody, trzeba na hulajnodze dotrzeć na Kamczatkę albo rowerem wodnym do siedzib plemienia Basabuga w górnym dorzeczu Amazonki.

Przestaję się znęcać, bo przed nami jeszcze dzień, w którym bohaterem będzie sofa miejska. Początkowo myślałem, że chodzi o propagandę filozofii starogreckich sofistów, której najbardziej zwięzłą syntezę przedstawił kiedyś nieoceniony Lech Wałęsa, powiadając: „Prawda jest jak d..., każdy siedzi na własnej". Filozofia i praktyka relatywizmu rozpowszechnia się w świecie pod bardziej poprawnym politycznie mianem „postprawdy", więc przypuszczałem, że coś jest na rzeczy. Tymczasem zagadkowe „sofy" to ciekawe i odporne na pogodę uliczne meble, z których można zestawiać różne formy i na których można dowolnie się sadowić, a nawet układać. W Wiedniu jest ich trochę, zwłaszcza w dzielnicy muzeów, w Krakowie pewnie znajdą się na Rynku, pod warunkiem że nie obsiądą ich menele, no i jeśli nie będzie z nimi tak jak z ławkami na Plantach, do których (zgodnie z hasłem: „Kraków miastem literatury") przymocowano tabliczki z nazwiskami krakowskich pisarzy. Tylko że niestety nie każdy z nich to Wisława Szymborska, Stanisław Lem czy Czesław Miłosz; zdecydowana większość szeregowych członków SPP i ZLP w ten sposób unieśmiertelnionych wymagałaby wyjaśnienia, kto zacz i co napisał.

W ramach wiedeńskich dni będzie jeszcze sesja naukowa i w niej ostatnia nadzieja. Wiedeń – dwuipółkrotnie większy od Krakowa, posiadający pięć linii metra – również jak Kraków skupia w sobie historię i współczesność. Ale Wiedeń już od dawna nauczył się, jak być miastem przyjaznym dla ludzi, jak na prywatnych deweloperach wymuszać poszanowanie miejskich planów, jak skłaniać obywateli do troski o miejską wspólnotę. Może też byśmy się czegoś nauczyli.