Projekt rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie Narodowego Programu Zdrowia na lata 2016–2020 był gotowy już pod koniec ubiegłej kadencji. Opracowali go urzędnicy pod kierunkiem ówczesnej wiceminister zdrowia Beaty Małeckiej-Libery, autorki ustawy o zdrowiu publicznym, która wymusza jego wprowadzenie. Obecne kierownictwo resortu zdrowia postanowiło dokument zmodyfikować. Swój projekt ukończyło pod koniec lutego i skierowało go pod obrady Rady Ministrów. Do dziś jednak nie został przyjęty.
– Może się okazać, że 140 mln zł, które zgodnie z programem mają być corocznie przeznaczane na programy istotne dla zdrowia publicznego, pozostaną niewykorzystane i się zmarnują, bo to kwota, która nie przechodzi na rok następny – mówi dr Jerzy Gryglewicz z Uczelni Łazarskiego.
A Beata Małecka-Libera, dziś wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Zdrowia, zastanawia się, czy wstrzymywanie rozporządzenia nie jest działaniem celowym.
– Gdyby się okazało, że chodzi o przytrzymanie tych 140 mln zł w budżecie, oznaczałoby to, że ochrona zdrowia nie jest priorytetem tego rządu – uważa była wiceminister. I dodaje, że nawet jeśli program zostanie przyjęty w drugiej połowie roku, na realizację działań pozostaną niecałe trzy miesiące, bo trzeba rozpisać konkurs ofert i dać organizacjom pozarządowym czas na zgłoszenie projektów.
Jerzy Gryglewicz obawia się, że tak krótki czas sprawi, iż pieniądze wydawane będą na chybcika.