Spłacić 100 proc. zadłużenia i zachować dobre relacje z dostawcami czy starać się o umorzenie części długu i ryzykować, że ceny niektórych leków i usług pójdą w górę? Przed takim dylematem stoi zarządca restrukturyzacyjny Szpitala Giżyckiego Agnieszka Biała. Uważa, że w ciągu 10–15 lat szpital jest w stanie spłacić 18,5 mln zł.
O powołaniu zarządcy restrukturyzacyjnego, który przeprowadzi postępowanie sanacyjne, zadecydował Sąd Rejonowy w Olsztynie. Szpital, który w 2013 r. został przekształcony w spółkę, z zadłużeniem walczy od blisko trzech lat. Właściciel szpitala, powiat giżycki, w 2015 r. rozwiązał umowę z Grupą Nowy Szpital, pod której rządami zobowiązania wymagalne placówki wzrosły do blisko 2 mln zł. Grupa podała powiat do sądu, a ten wyznaczył zarządcę przymusowego, który nie poprawił kondycji placówki – jej wierzytelności wzrosły do 18,5 mln zł. Od marca sąd powołał zarządcę restrukturyzacyjnego.
– Będzie to pierwsze postępowanie sanacyjne szpitala przeprowadzone zgodnie z nowymi przepisami obowiązującego od 2016 r. prawa restrukturyzacyjnego. Jeśli się powiedzie, ma szanse pokazać innym szpitalom, jak skutecznie wychodzić z długów. Należy jednak pamiętać, że wybór rodzaju postępowania zależy od indywidualnego przypadku – mówi Juliusz Krzyżanowski z kancelarii WKB Wierciński Kwieciński Baehr.
Agnieszka Biała uważa, że zaciągając kredyt, szpital będzie w stanie spłacić całość wierzytelności. Tym bardziej że jako jedna z pięciu placówek w woj. warmińsko-mazurskim wszedł do sieci na drugim poziomie, czym zagwarantował sobie na najbliższy kwartał kontrakt z NFZ na 12 mln zł. Jeśli go wykona, przez najbliższe lata może dostawać 48 mln zł rocznie. Jeśli rozłożyć kwotę zadłużenia na dziesięć lat, spłacałby 1,8 mln zł rocznie, a na 15 lat – 1,2 mln zł rocznie.
– Zarządca restrukturyzacyjny musi ważyć interesy wszystkich, a wierzyciele oczekują stuprocentowego rozliczenia długu – tłumaczy Agnieszka Biała. I dodaje, że postępowanie sanacyjne ma zapewnić szpitalowi dobre funkcjonowanie w wieloletniej perspektywie. – Sektor zdrowia jest specyficzny, a krąg dostawców ograniczony. Jeśli ich oczekiwania nie zostaną spełnione, mogą znacznie podwyższyć ceny leków czy usług, np. kateringu – wyjaśnia.