Wiem, że jest Pan szefem Saur Neptun Gdańsk (SNG) od 2016 r., ale wróćmy na chwilę do 1991 r. jak to się stało, że działająca od 1933 r. w wielu miejscach na globie Grupa Saur znalazła się w Gdańsku?
Wtedy byliśmy już znaną na świecie firmą zajmująca się usługami wodociągowo-kanalizacyjnymi, pracami inżynieryjnymi i budowlanymi oraz gospodarką odpadową. Działaliśmy nie tylko we Francji, ale wciąż szukaliśmy nowych projektów wodno-ściekowych. Kontrakt w Gdańsku był pierwszym zawartym przez naszą grupę w Europie Centralno-Wschodniej. Byliśmy pierwszą taką firmą zagraniczną w Polsce, ale nasze pojawienie się w Gdańsku wynikało przede wszystkim z ogromnych potrzeb miasta dotyczących modernizacji infrastruktury wodociągowo-kanalizacyjnej. Miasto brało pod uwagę inwestora zewnętrznego, ale tylko nasza firma była zainteresowana tym przedsięwzięciem. Wpłaciliśmy wtedy 2,2 mln ECU kapitału (równowartość 39,8 mld zł). Miasto wniosło budynki i narzędzia, a my, poza kapitałem, nasz know-how.
Był to jednocześnie bodaj pierwszy kontrakt w Polsce w formule partnerstwa publiczno-prywatnego?
Jako Grupa Saur byliśmy pierwszym operatorem prywatnym, który w 1992 r. zawarł umowę z podmiotem publicznym dotyczącą zarządzania usługami komunalnymi z jednym z samorządów lokalnych Europy Środkowej. 1 lipca 1992 r. powstała spółka joint venture. Saur dostał 51, a miasto 49 proc. udziałów. Umowę w formule ppp zawarliśmy na 30 lat. Jako SNG zarządzamy siecią wodociągową i kanalizacyjną w Gdańsku, ale nie jesteśmy jej właścicielem. Zarabiamy na dostawach wody i odbiorze ścieków. Naliczamy rachunki mieszkańcom na podstawie ceny ustalonej z samorządem, w Gdańsku na stałym poziomie od 2012 r. Co ważne, nasza taryfa zawiera wyłącznie opłaty za dostarczanie wody i odprowadzanie ścieków, co stanowi pełny koszt ponoszony przez mieszkańców. Natomiast 9 z 12 miast zrzeszonych w Unii Metropolii Polskich dolicza opłaty abonamentowe wynoszące od kilku do kilkunastu złotych.
Porównuje Pan stawki w innych miastach?