Europejskie lotniska są za drogie

Obawiam się protekcjonizmu – mówi dyrektor generalny Międzynarodowego Stowarzyszenia Przewoźników Powietrznych IATA Alexandre de Juniac.

Aktualizacja: 22.06.2017 07:22 Publikacja: 21.06.2017 21:26

Alexandre de Juniac

Alexandre de Juniac

Foto: materiały prasowe

Rz: W transporcie lotniczym pojawiły się nieprzewidziane problemy: mamy blokadę Kataru, kłopoty z systemami IT, zakaz wnoszenia laptopów na pokłady samolotów z niektórych krajów, brak jednolitego nieba w Europie. Czy pana zdaniem transport lotniczy powinien obawiać się poważnych problemów?

To wszystko prawda. Ale nasze prognozy dla transportu lotniczego nie są pesymistyczne. Chociaż nie tak pozytywne, jak rok temu. Przygotowując je, byliśmy bardzo ostrożni. Niemniej popyt na podróże lotnicze stale rośnie. Ceny powoli idą w górę, popyt i podaż są wyważone. Czyli ten rok powinien być pomyślny i dla przewoźników, i dla ich pasażerów. Co będzie za pięć lat, to zupełnie inna sprawa.

Co więc będzie za te pięć lat?

Obawiam się protekcjonizmu. Poważny kryzys w przyszłości mogą spowodować braki infrastrukturalne. A dodatkowo odczuwalne są już teraz naciski płacowe ze strony rynku pracy, drożejące paliwo i serwisowanie maszyn oraz rosnące podatki.

Gdzie widzi pan braki infrastrukturalne?

Europejskie niebo jest dla linii lotniczych najmniej efektywne i najdroższe na świecie. Nasze lotniska należą do najdroższych – Frankfurt nad Menem i Charles de Gaulle w Paryżu są w pierwszej piątce. A cała infrastruktura już teraz nie nadąża za wzrostem ruchu lotniczego. Nie ma dziś innego wyjścia dla Europy, jak natychmiast zabrać się za zmiany, które muszą się zacząć od największych graczy. Wierzę, że jeśli Francja i Niemcy zdecydują się na zmiany, pójdzie za nimi reszta Europy.

Nie wspomniał pan o atakach hakerskich. Nie uważa pan ich za zagrożenie?

W dużym skrócie mogę powiedzieć, że codziennie jakaś linia na świecie staje się ofiarą ataków hakerskich. W ubiegłym roku mieliśmy dwa potężne ataki w liniach amerykańskich, podobne przypadki mamy w Europie. Mieliśmy je także w IATA. Na razie nie wydarzyło się nic dramatycznego, ale dla każdej linii lotniczej „sercem" wszystkich operacji jest system IT, zawsze bardzo skomplikowany. Nie chodzi wyłącznie o komunikację z pasażerami, ale o system kontroli lotów, serwisowanie maszyn, gromadzenie danych. To także część działalności przewoźników, gdzie idą potężne inwestycje i nieustannie trwa prawdziwy wyścig z hakerami: komu się uda zwyciężyć – linii lotniczej ochroniącej system czy hakerom starającym się złamać kody. Robimy więc wszystko, co tylko możliwe. W samym IATA mamy specjalną grupę ds. bezpieczeństwa IT, która współpracuje z informatykami zatrudnionymi przez linie lotnicze.

Powiedział pan, że zakaz wnoszenia laptopów na rejsach do USA i Wielkiej Brytanii zaczynających się w niektórych krajach arabskich jest jednym z zagrożeń dla finansów przewoźników. Czy są jakiekolwiek nowe informacje, jak ta sprawa będzie się rozwijać?

Na razie cała sprawa pozostaje w zawieszeniu, a wszystkie nasze argumenty są na stole. Kontaktowaliśmy się bezpośrednio z władzami USA trzy tygodnie temu. W tych rozmowach, które były długie i bardzo intensywne, położyliśmy nacisk na zagrożenia, jakie niesie za sobą przewożenie laptopów w bagażu rejestrowanym. Naturalnie rozumiemy, że są sprawy, które jeszcze wymagają wyjaśnienia. Ale z pewnością muszą zostać rozważone wszystkie za i przeciw, zanim zostanie podjęta ostateczna decyzja. Zespoły naszych specjalistów są w tej sprawie w stałym kontakcie ze swoimi odpowiednikami w USA, ale także i w Wielkiej Brytanii.

A czy nie byłoby dobrym rozwiązaniem sytuacji, gdyby do tych negocjacji weszła trzecia strona: specjalistów, którzy by ocenili poziom bezpieczeństwa, bądź zagrożeń wynikających z przewożenia laptopów pod pokładem?

Taka opcja jeszcze nie znalazła się na stole. Na razie. Wiadomo, że strona amerykańska i brytyjska chcą chronić swoje źródła. Nie zostały jeszcze wyjaśnione wszystkie przesłanki, które miałyby prowadzić do zakazu wnoszenia laptopów na pokład. Niektóre z nich znamy, ale nie mogą jeszcze zostać podane do publicznej wiadomości. Niektóre chcemy jeszcze poznać. Ale z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć: z tego, co wiem, naprawdę istnieje zagrożenie związane z wnoszeniem laptopów na pokład. A naszym zadaniem jest chronienie samolotów i ich pasażerów. Nie zmienia to faktu, że będziemy się starali znaleźć rozwiązanie, które jest mniej uciążliwe.

Co ma pan w takim razie do powiedzenia pasażerom: czego mogą oczekiwać w podróżach tego lata?

Jeśli chodzi o latanie po Europie i do Europy, jestem optymistą. Nie słyszałem o żadnych zapowiedziach strajków, ale oczywiście nie mogę tutaj nic prognozować. Takie informacje pojawiają się z małym wyprzedzeniem, więc wszystko się może zdarzyć. Linie są zadowolone z poziomu rezerwacji. Ale niestety – ponieważ mamy już tragiczne doświadczenia z przeszłości – muszę powiedzieć, że zagrożeniem pozostaje terroryzm. Na razie z tego powodu najbardziej cierpi Francja. W przypadku tego kraju ruch lotniczy potrzebował ośmiu–dziesięciu miesięcy na powrót do normalności. Za wcześnie jest natomiast powiedzieć, czy ataki terrorystyczne, które miały miejsce ostatnio w Manchesterze i Londynie, będą miały wpływ na turystykę. Wydaje się, że reakcja świata zewnętrznego jest znacznie bardziej wyważona, niż to było np. w przypadku Francji. Tam spadek ruchu był bardzo głęboki i uderzył w turystykę przyjazdową, zwłaszcza jeśli chodzi o turystów z Azji, zwłaszcza z Chin.

Na ile są niepokojące dla pana kłopoty przewoźników arabskich?

Sytuacji w Katarze nie będę komentował. Ale dzisiaj wszystkie linie arabskie rzeczywiście mają poważne kłopoty. Z drugiej strony mam wrażenie, że przewoźnicy ci zaczęli odczuwać te same problemy, z jakimi od dawna borykają się inni przewoźnicy na świecie. Czyli dotarła tam normalność. Nadmiar mocy, rosnące ceny, konkurencja spoza regionu. W efekcie zaczęli zarabiać mniej. Tyle, że ta normalność musiała przyjść, bo tak szybki wzrost na dłuższą metę nie był do utrzymania. Nie ma tutaj więc nic nadzwyczajnego.

CV

Alexandre de Juniac ma 55 lat. Francuz, absolwent Ecole Polytechnique i Ecole Nationale d'Administration (ENA). Szef IATA od 1 września 2016 r. Wcześniej m.in. szef gabinetu Christine Lagarde (gdy była ministrem gospodarki), potem w Thompson-CSF i Thalesie. Do IATA przyszedł ze stanowiska prezesa Air France/KLM.

Rz: W transporcie lotniczym pojawiły się nieprzewidziane problemy: mamy blokadę Kataru, kłopoty z systemami IT, zakaz wnoszenia laptopów na pokłady samolotów z niektórych krajów, brak jednolitego nieba w Europie. Czy pana zdaniem transport lotniczy powinien obawiać się poważnych problemów?

To wszystko prawda. Ale nasze prognozy dla transportu lotniczego nie są pesymistyczne. Chociaż nie tak pozytywne, jak rok temu. Przygotowując je, byliśmy bardzo ostrożni. Niemniej popyt na podróże lotnicze stale rośnie. Ceny powoli idą w górę, popyt i podaż są wyważone. Czyli ten rok powinien być pomyślny i dla przewoźników, i dla ich pasażerów. Co będzie za pięć lat, to zupełnie inna sprawa.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację