Zdjąć blokady tam, gdzie to możliwe

Często krytykuje się UE, że nie ma czegoś takiego, jak tożsamość europejska. Jak ma istnieć, skoro nie mamy równego dostępu do filmów, muzyki, informacji itd., bo handlarze tymi treściami dzielą nam Europę na 28 kawałków – mówi europosłanka Różą Thun, przewodnicząca grupy roboczej ds. jednolitego rynku cyfrowego i sprawozdawczyni Parlamentu Europejskiego ws. geoblokowania.

Publikacja: 27.02.2017 19:43

Zdjąć blokady tam, gdzie to możliwe

Foto: materiały prasowe

Rz: Dlaczego zakaz geoblockingu jest wprowadzany w drodze rozporządzenia a nie w dyrektywie o prawie autorskim?

Róża Thun: Zapisy nie mogły się pojawić w dyrektywie o prawie autorskim, bo temat nijak ma się do prawa autorskiego. Rozporządzenie procedowane teraz w Parlamencie Europejskim w ogóle nie dotyczy prawa autorskiego. Ta propozycja ma na celu spowodowanie, by nie blokować ludziom dostępu do dzieł nieaudiowizualnych tam, gdzie dana firma już do nich prawa ma. Chodzi o to, by tak samo, jak w przypadku innych produktów, by nie blokować sprzedaży tam gdzie można jej dokonać. Jeżeli jakaś firma ma wykupione prawa autorskie do jakiegoś utworu w kraju X, nie powinna blokować dostępu do tego utworu dla żadnego kupującego.

Czemu nowe przepisy mają objąć platformy cyfrowe z muzyką, a tych a filmami już nie?

Bo serwisy z treściami audiowizualnymi to znacznie bardziej skomplikowane zagadnienie, obejmujące chociażby dostęp do kanałów telewizyjnych. Na razie mówimy o muzyce, grach komputerowych, książkach elektronicznych. Ale na pewno niedługo pojawi się analogiczna propozycja dla świata utworów audiowizualnych. Zresztą posłowie na pewno będą już przy okazji tego rozporządzenia dopominali się, by zdjąć geoblokady także na takie materiały. To będzie jednak wymagało stworzenia osobnego prawa. Chcemy, by wcześniej KE przeprowadziła dogłębną analizę i zaproponowała, co można zrobić z geoblokadami w przypadku takich materiałów.

Czyli rację mają prawnicy, gdy mówią, że objęcie nowymi przepisami to sondowanie rynku pod kątem wprowadzenia podobnych zmian w potężniejszym sektorze audiowizualnym?

Chodzi nam tylko o to, by zdjąć geoblokowanie tam, gdzie to się da już dziś zrobić, nie naruszając innych praw. Chodzi o nieblokowanie zakupu jakiegoś dobra na terytoriach, na których sprzedający już do tego konieczne prawa ma, a mimo to danej usługi nie sprzedaje. Na rynku, na którym firma praw umożliwiających sprzedaż jakiegoś utworu nie ma, po prostu nie będzie go nadal sprzedawać. Przynajmniej do czasu, kiedy w Europie uda się wreszcie uporządkować prawo autorskie tak, by nie było tych nieszczęsnych blokad w ogóle. Walczymy o to, bo klienci w sieci skarżą się, że jednak wciąż nie mają dostępu do różnych dóbr, właśnie z uwagi na geoblokady.

Branża muzyczna twierdzi, że to spowoduje, że nowe przepisy spowodują w Polsce wzrost cen serwisów z muzyką i płyt, co zrujnuje rynek legalnej muzyki.

Ale dlaczego? Przecież te platformy nadal będą mogły działać lokalnie. Prawdopodobieństwo, że Francuz będzie chciał w takiej sytuacji kupować sobie dostęp na Węgrzech jest bardzo małe. Ja chcę, żeby skończyły się sztuczne podziały na świat wirtualny i realny. Skoro w realnym świecie mogę sobie wejść do sklepu we Francji i na Węgrzech i w każdym z nich kupić sobie tę samą płytę, to niech tak samo będę mogła zrobić w Internecie. Jeśli znajdę sobie gdzieś w Internecie swoją ulubioną piosenkę tańszą niż w lokalnym serwisie w Polsce, to będę ją sobie mogła kupić tam i już. Oczywiście, jeżeli sprzedawca będzie miał do niej prawa także na mój rynek. Przy okazji niech serwisy streamingujące muzykę przyznają się, że mają w poszczególnych krajach rożną ofertę.

Oni twierdzą, że nie.

Ależ mają. Wciąż zdarza się, że w Hiszpanii można w takim serwisie znaleźć jakąś piosenkę, której w polskim katalogu nie ma, choć firma ma do niej prawa także na rynek polski, tylko z jakiegoś powodu zdecydowała się jej tu nie udostępniać. Planowane zmiany w prawie będą dotyczyły tej niewielkiej liczby utworów, w przypadku których mamy taką właśnie sytuację. Nie zmieni to rynku w ogromnym stopniu, ale nieco go uporządkuje. Ja wiem, że branża boi się tego, że będzie można sięgnąć sobie np. z innego kraju dostęp

Ale jeśli obywatel UE ma się czuć w całej Europie, jak u siebie w domu, nie możemy go w tym świecie wirtualnym zamykać wyłącznie w granicach jego kraju. Często krytykuje się UE, że nie ma czegoś takiego, jak tożsamość europejska. Jak ma istnieć, skoro nie mamy równego dostępu do filmów, muzyki, informacji itd., bo handlarze tymi treściami dzielą nam Europę na 28 kawałków. Trzeba szukać rozwiązań, które to zmienią.

Branża muzyczna twierdzi, że po zmianie przepisów będzie musiała z artystami podpisywać na wszystkich rynkach umowy na takie same stawki.

Właśnie wcale nie. Nikt im też nie każe kupować praw autorskich na wszystkie kraje. Nie ma zresztą europejskiego prawa autorskiego, bo firmy się przed tym bronią, tłumacząc, że paneuropejskie prawa autorskie byłyby zaporowo drogie. Wykupują więc prawa tylko na tych rynkach, które są dla nich interesujące. I my chcemy od nich wymagać, żeby w tych wybranych przez siebie krajach w żaden sposób nie blokowali dostępów do tych utworów, do których już te prawa mają. Dlatego lęk branży muzycznej jest wygenerowany sztucznie. Problem istniałby, gdybyśmy nakazali im sprzedawanie wszystkich utworów z katalogów także w tych krajach, dla których tych praw nie mają.

Kiedy nowe przepisy zaczną obowiązywać?

Teraz jest termin na składanie poprawek i posłowie je składają. Potem musimy przyjąć propozycję rozporządzenia wraz z poprawkami w Komisji Rynku Wewnętrznego, a następnie będą negocjacje z Radą i to już przypuszczam, że będzie po wakacjach. Realnie w życie te przepisy na pewno nie wejdą w życie w tym roku.

Czyli szybciej wejdzie w życie cross-border portability.

Tak. Ale to nie są przepisy, które satysfakcjonują wszystkich. Mnie np. nie. One umożliwiają korzystanie z dostępu wykupionego do jakiejś usługi w swoim kraju także w innych krajach UE. To bardzo dobrze, ale nie może pani dziś, nie będąc mieszkańcem jakiegoś kraju, wykupić sobie tam dostępu do wybranego serwisu. Cross-border portability to takie minimum, bo nie pozwala na sięgnięcie do ofert serwisów w innych krajów.

To znaczy, że po zmianie przepisów będę sobie mogła kupić dostęp do serwisu w Niemczech?

Właśnie tak.

Więc zasadne są obawy, że jeśli polskie serwisy są np. tańsze od niemieckich, fani muzyki z tamtych krajów wykupią polski dostęp?

Ale z inna zawartością, więc wcale nie wiadomo, czy byliby tym zainteresowani. Teoretycznie jednak tak, jest to możliwe. Z tego powodu jest w tym rozporządzeniu zaznaczone, że ta elastyczność będzie możliwa wyłącznie na potrzeby klientów. Można sobie pobuszować w Internecie i wyszukać gdzieś tańszy pakiet czy jakiś produkt w innym kraju. Ale odsprzedawać go komu innemu już nie. Cel jest taki, by otworzyć rynek dla ludzi, a mamy do czynienia z jakimś ich straszeniem. Nawet przy wykorzystywaniu lokalnych różnic w cenach może się okazać, że ludzie po prostu chętniej te usługi będą kupować właśnie dlatego, że zyskają dostęp do bardziej różnorodnych i korzystniejszych cenowo ofert. I branży muzycznej się to ostatecznie właśnie bardziej opłaci.

Rz: Dlaczego zakaz geoblockingu jest wprowadzany w drodze rozporządzenia a nie w dyrektywie o prawie autorskim?

Róża Thun: Zapisy nie mogły się pojawić w dyrektywie o prawie autorskim, bo temat nijak ma się do prawa autorskiego. Rozporządzenie procedowane teraz w Parlamencie Europejskim w ogóle nie dotyczy prawa autorskiego. Ta propozycja ma na celu spowodowanie, by nie blokować ludziom dostępu do dzieł nieaudiowizualnych tam, gdzie dana firma już do nich prawa ma. Chodzi o to, by tak samo, jak w przypadku innych produktów, by nie blokować sprzedaży tam gdzie można jej dokonać. Jeżeli jakaś firma ma wykupione prawa autorskie do jakiegoś utworu w kraju X, nie powinna blokować dostępu do tego utworu dla żadnego kupującego.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację