Michael Cole: Kia chce być jak Audi i BMW

Oczywiście zawsze znajdą się krytycy, którzy powiedzą: żeby auto nie wiem jak było dobre, piękne i niezawodne, to w dalszym ciągu jest to Kia. Jesteśmy na to przygotowani – mówi Danucie Walewskiej prezes Kia Motors Europe Michael Cole.

Aktualizacja: 19.01.2017 19:00 Publikacja: 19.01.2017 18:26

Michael Cole: Kia chce być jak Audi i BMW

Foto: materiały prasowe

Rz: Jaki pana zdaniem będzie ten rok w europejskiej motoryzacji?

P o pierwsze, jest nieprzewidywalny, bo naprawdę nie wiemy, jak rozwinie się sytuacja polityczna. Nie sądzę, żebyśmy mocno odczuli wynik wyborów amerykańskich, bo na pierwszy ogień zapewne pójdą rozgrywki na linii USA–Meksyk. Jeśli chodzi więc o Kia, która produkuje swoje auta w Korei i Słowacji, raczej nie znajdziemy się na linii strzału.

Tyle że mamy w Europie własny problem: Brexit. To wydarzenie chyba nie przejdzie niezauważalnie?

Już odczuwalny jest efekt słabego funta i sadzę, że rynek brytyjski skurczy się o jakieś 5–6 proc. Natomiast jeśli chodzi o pozostałe rynki europejskie, to sprzedaż się zwiększy, bo nadal są takie kraje, jak chociażby Polska, gdzie rynek stale rośnie. Nie wiemy jednak, jakie będą wyniki wyborów we Francji, Niemczech, Holandii. Dużo dzisiaj mamy politycznej niepewności, a tego konsumenci nie lubią.

Jest pan Brytyjczykiem. Jak zareagował pan na ostatnie wystąpienie premier May mówiącej o „twardym" Brexicie?

Mam nadzieję, że premier May nie zrobi wszystkiego, co obiecała. Przecież ona sama była jedną z twarzy kampanii zwolenników pozostania w Unii Europejskiej, a teraz jest szefem rządu, który wyprowadzi Wielką Brytanię ze Wspólnoty. Jej wystąpienie rozumiem jako wstęp do negocjowania możliwie najlepszych warunków wyjścia z UE. Teraz dla nas, przedstawicieli europejskiego, ale i światowego biznesu, kluczowy jest rozsądek po obu stronach. Silna Wielka Brytania będzie wsparciem dla Europy i odwrotnie. Zapewne jednak Bruksela będzie chciała pokazać swoją siłę w tych negocjacjach, żeby Londynowi pokazać, że nie ma co liczyć na pobłażliwość.

Czy europejski biznes ma obawy, że może się pojawić efekt domina?

Oczywiście, że o tym rozmawiamy, bo polityka jest w tej chwili nieprzewidywalna.

Wszystko wskazuje, że jesteśmy w Europie świadkiem innego domino: dieselgate. Czy obawia się pan, że zacznie się „polowanie na czarownice"?

Jako Kia nie mamy się czego obawiać. Nie montowaliśmy żadnych urządzeń, nasze samochody nie mają aplikacji zmieniających odczyty składu spalin. Jestem więc spokojny. Ale dla branży to zła wiadomość i nie odczuwam żadnej satysfakcji, słysząc, że kolejna firma może mieć kłopoty. Dla wszystkich jest to czytelny komunikat: potrzebujemy przejrzystości i w przepisach, i w tym, jak nasza branża funkcjonuje.

Nie przypominam sobie sytuacji, aby premiera nowego auta Kia była głównym wydarzeniem na targach samochodowych w Detroit. A tak było w tym roku ze stingerem. Jaki komunikat wysyła Kia na rynek, pokazując to auto?

Rzeczywiście pokazaliśmy model, którego od Kia mało kto oczekiwał: elegancki, sportowy, ze świetnymi parametrami, w dodatku czterodrzwiowy. Dziesięć lat temu, kiedy Kia była już silną tanią marką wiedzieliśmy, że jesteśmy gotowi do wyprodukowania naprawdę prestiżowego auta. Przez ostatnie lata i designem, i technologiami pokazaliśmy, że naprawdę odjechaliśmy daleko od starego wizerunku.

Jesteśmy więc dziś pewni wartości marki, chociaż to konsumenci muszą mieć do niej przekonanie. Na razie nawet nie podejrzewają, że korzystamy z tak zaawansowanych technologii – że tak, jak auta premium, nasze auta mają sensory, kamery, wspieranie funkcji parkowania, aktywny tempomat. Tyle że u nas są one tańsze. W promowaniu marki zamierzamy więc kłaść nacisk na technologie. Oczywiście, że zawsze znajdą się krytycy, którzy powiedzą: żeby auto nie wiem jak było dobre, piękne i niezawodne, to w dalszym ciągu jest to Kia. Jesteśmy na to przygotowani.

Jest pan związany z marką od ośmiu lat. Kiedy poczuł pan, że Kia idzie we właściwą stronę, właśnie w kierunku wizerunku auta z wyższego segmentu?

Jakieś pięć lat temu, kiedy pojawiło się sportage. Kiedy pytaliśmy naszych klientów, dlaczego je kupili, odpowiadali: bo się nam podoba. My w Kia już wiedzieliśmy, że udało nam się połączyć argumenty racjonalne – cenę i technologie – z emocjonalnymi, czyli z tym, jak to auto się prezentuje i jak się prowadzi. Z argumentami racjonalnymi wcześniej nie mieliśmy kłopotów, bo siedmioletnia gwarancja była przekonująca. Z emocjami było różnie. Zresztą pewnie dalej tak będzie, chociaż teraz jesteśmy zdeterminowani, żeby Kia technologicznie i materiałami wykorzystanymi do produkcji nie różniła się od aut segmentu premium, chociaż oczywiście zamierzamy pozostać marką masową. To pozwoli nam być jednym z ważniejszych graczy na rynku europejskim.

Czego więc oczekuje pan od stingera?

Po pierwsze, żeby pod każdym względem wyróżniał się na rynku masowym. Cena musi być konkurencyjna, może minimalnie niższa od tego, co oferuje najsilniejsza konkurencja. Dla nas punktem odniesienia pozostanie na razie BMW z serii 4 i sportowe Audi A5. Oczywiście nie zamierzamy się z nimi porównywać cenowo, ale wyglądem, materiałami i jakością jak najbardziej. Mamy także świadomość, że wielu konsumentom bardzo podobają się tamte modele, ale ze względów finansowych są one dla nich nieosiągalne. Chcemy więc, by wtedy pomyśleli, że to Kia ma dla nich odpowiednią propozycję. Pewnie, że projektując stingera mogliśmy sięgnąć po zaawansowanie technologiczne, projektując auto dwumiejscowe. Nie mamy z tym żadnego problemu, ale nie byłoby to zgodne z naszym podejściem do rynku. Bo musiało to być auto jednocześnie do codziennego użytku.

Jakie są prognozy sprzedaży dla stingera?

Nam nawet nie chodzi o wielkość sprzedaży, chociaż oczywiście im więcej tym lepiej. Ważny jest komunikat: oto nowa Kia. Ten model ma pracować na popularność całej naszej oferty. Ale jeśli sprzedam w Europie 15 tys. stingerów rocznie, będę zadowolony.

CV

Michael Cole jest szefem Kia w Europie od listopada 2012 r. Z firmą jest związany od dziesięciu lat. Absolwent Oxfordu. Karierę zawodową zaczynał w brytyjskim oddziale Toyoty. Doszedł do stanowiska osoby odpowiedzialnej za sprzedaż w Toyota Motor Europe. Ma 53 lata, jest Brytyjczykiem.

Rz: Jaki pana zdaniem będzie ten rok w europejskiej motoryzacji?

P o pierwsze, jest nieprzewidywalny, bo naprawdę nie wiemy, jak rozwinie się sytuacja polityczna. Nie sądzę, żebyśmy mocno odczuli wynik wyborów amerykańskich, bo na pierwszy ogień zapewne pójdą rozgrywki na linii USA–Meksyk. Jeśli chodzi więc o Kia, która produkuje swoje auta w Korei i Słowacji, raczej nie znajdziemy się na linii strzału.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację