Rzeczpospolita: Niebawem minie rok, odkšd razem z Salezjańskim Wolontariatem Misyjnym pojechał pan do Aleppo. Także po powrocie do Polski angażuje się pan w pomoc dla Syryjczyków, występujšc na charytatywnych koncertach. Oprócz tego, w internecie można kupić jako cegiełkę płytę Niemiertelni".
Dariusz Malejonek: Płytę nagrałem wspólnie z Salezjańskim Wolontariatem Misyjnym Młodzi wiatu, którego wolontariuszem jestem od dziesięciu lat. Cały dochód z płyty zostanie przeznaczony na pomoc w Aleppo. Jest to projekt mówišcy o męczeństwie chrzecijan w dzisiejszym wiecie, poczšwszy od historii Asi Bibi, uwięzionej chrzecijanki, o której piewa Muniek Staszczyk, po historię Habili Adamu, Nigeryjczyka, ojca, męża, do którego mieszkania wtargnęła bojówka Boko Haram, dajšc ultimatum: Albo wyprzesz się wiary, albo umrzesz".
Jak się ta historia zakończyła?
Habila nie wyparł się Jezusa Chrystusa, za co jeden z bojówkarzy strzelił mu z kałasznikowa w twarz. Mężczyzna upadł, był cały we krwi, a sprawcy myleli, że nie żyje. Był na skraju mierci, gdy stał się cud. Habila przeżył. Teraz jedzi po całym wiecie, był również w Polsce, i jest żywym wiadectwem męczennika. Dodam, że w nagraniu płyty, oprócz takich muzyków, jak m.in. Sebastian Karpiel-Bułecka, Natalia Niemen czy bracia Golec, uczestniczył także syryjski muzyk Adeb Chamoun, który niegdy studiował w Aleppo, a obecnie mieszka w Polsce.
W Aleppo spędził pan tydzień. Co pan zobaczył?
Widziałem ludzi, którym wymordowano całe rodziny, wszystkich bliskich. Mimo tragedii, jakš przeżyli, nie wyparli się jednak swojej wiary. To jest niesamowite. Ci ludzie nie czujš nienawici do swoich oprawców. Przebaczajš im. To jest największe wiadectwo człowieczeństwa.
Dlaczego w ogóle pojechał pan do Syrii?
Oglšdajšc w mediach to, co się tam dzieje, zastanawiałem się, czy można jako pomóc. Postanowiłem tam pojechać. Poczštkowo nie mielimy zgody na opuszczenie Damaszku. Ale akurat doszło do trzydniowego zawieszenia broni, usłyszelimy, że możemy jechać. Zawieszenie broni nie było do końca respektowane. Tak więc przez trzy dni bomby i tak wybuchały, tyle że było ich mniej niż zwykle. Z jednej strony czułem radoć, że jedziemy. Z drugiej strony lęk. Bylimy wówczas jedynymi ludmi z Europy w Aleppo. Nie liczšc franciszkanki siostry Urszuli, która była w tamtym czasie na misji. Niezwykła osoba.
Czym się zajmowała?
Wszystkim, czym tylko się dało. Byłem pod ogromnym wrażeniem, gdy zorganizowała kuchnię polowš na terenie miejscowego klasztoru. Wydaje się tam 10 tys. posiłków dziennie, które trafiajš do wszystkich potrzebujšcych. Nie tylko chrzecijan, także muzułmanów czy po prostu uchodców.
Przed wyjazdem miał pan inne wyobrażenie o Syryjczykach?
Jadšc do Aleppo mylałem, że spotkam ludzi zdołowanych, zgnębionych, zniszczonych. A zobaczyłem ludzi pełnych pokoju ducha, ofiarnoci, powięcenia dla innych, a nawet humoru. Ich postawa to wielkie bogactwo naszych czasów. Majš pozytywne podejcie do życia, mimo że o czym powiedział mi biskup greckokatolicki w Syrii od czasów Jezusa Chrystusa zginęło ok. 20 mln chrzecijan. Biskup mówił, że ziemia syryjska jest ochrzczona krwiš.
Mieszkańcy wierzš w możliwoć odbudowy Aleppo?
Tak, dla nich niezwykłym przykładem jest Warszawa. Na płycie Niemiertelni" jest nawet piosenka o tym, że Aleppo jak Warszawa jeszcze może z kolan powstać". Syria to niesamowite miejsce. Wielu ludzi pyta: Dlaczego zajmujecie się akurat sytuacjš chrzecijan?". Ano dlatego, że ok. 70 proc. mieszkańców Syrii to sunnici. Zajmujš się nimi przede wszystkim kraje sunnickie, jak Turcja, Arabia Saudyjska czy Katar. Chrzecijanami, poza Kociołem, nie zajmuje się tam nikt. Zimš byłem także w Iraku, w którym jeszcze kilka lat temu mieszkało ok. 1,6 mln chrzecijan.
Ilu mieszka tam obecnie?
Około 200 tys. Większoć uciekła, resztę zamordowano. W Syrii ze względu na trwajšcš wojnę trudno o szacunki. Choć sš miejscowoci, do których chrzecijanie wracajš, takie jak Malula, w której ludnoć posługuje się jeszcze mowš Chrystusa, czyli językiem aramejskim. Z powrotami jest jednak poważny problem.
Co je utrudnia?
Spalone mury domów zawierajš trujšce pierwiastki; nie można w nich mieszkać. Trzeba budować od nowa. Byłem wiadkiem jak polski Kociół pomaga na miejscu. Dzięki naszemu Kociołowi w Iraku zostało już rozlokowanych 6 tys. rodzin. Sam w grudniu widziałem jak rodziny wprowadzały się do kolejnych 50 nowych domów.
Jak wyglšdała państwa pomoc w Aleppo?
Przywielimy pienišdze. Ponadto chcielimy rozpoznać potrzeby mieszkańców. Po powrocie od razu zaczęlimy działać, za porednictwem portalu charytatywni.allegro.pl i strony internetowej Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego sprzedalimy już ponad 6 tys. płyt cegiełek Niemiertelni". Ponadto oprócz dochodu z płyt wysłalimy do Syrii 200 tys. dolarów. Niestety, obecnie mamy problem z ponownym wjazdem do Aleppo.
Potrzebne sš tylko pienišdze?
Organizacja konwojów pomocowych w bieżšcych warunkach jest niemożliwa. Potrzebna byłaby na to zgoda na szczeblu międzyrzšdowym, a Polska teraz nie ma stosunków dyplomatycznych z rzšdem Asada. Na miejscu sš dostępne różne produkty, tylko ludzie nie majš na nie pieniędzy. W tej chwili w Aleppo nie ma wojny. Jest za to morze gruzów. Brakuje pršdu, gazu, medykamentów, na co sš potrzebne rodki finansowe.
Jak był pan odbierany przez Syryjczyków?
Mielimy z nimi bardzo dobre relacje bez względu na wyznanie. Przed wojnš Syryjczycy obok Irakijczyków byli najbardziej tolerancyjnym narodem w tej częci wiata. Opowiadano mi, że w dużych miastach, jak Damaszek czy Aleppo chociaż na wsi różnie z tym bywało ludzie żyli ze sobš w zgodzie. Chrzecijanie i muzułmanie zapraszali się nawzajem na więta religijne. Słyszałem, że w czasie wigilii muzułmanie na znak solidarnoci ubierali w swoich domach choinki. To było niezwykłe. Pomimo dyktatury wolnoć religijna w Syrii przed wojnš istniała.
Jak wyglšda życie codzienne w Aleppo?
Nie zdajemy sobie sprawy, że w tym miecie podczas działań wojennych żyło po rzšdowej stronie frontu ok. 1,5 mln ludzi, po stronie rebeliantów ok. 300 tys. Niektóre dzielnice były prawie nietknięte, gdzie tylko" jeden dom na dziesięć był zbombardowany, ale były też takie dzielnice, zwłaszcza w zachodniej częci miasta, które był kompletnie zburzone. Mimo wojennych dowiadczeń kawiarnie i niektóre sklepy były otwarte. Ludzie starajš się żyć normalnie.
Kto z mieszkańców miasta zapadł panu szczególnie w pamięci?
Spotkalimy m.in. Ritę Basmajian, która była na wiatowych Dniach Młodzieży. Niesamowita osoba. Wszędzie się udziela, wszystkim pomaga. Trzy razy w tygodniu, wieczorami, pod zburzonym kociołem, razem z grupš młodych ludzi przy wiecach i magnetofonie, do którego cudem znaleli baterie, po prostu tańczy. Różne tańce: nowoczesne, arabskie... Widzšc te obrazy przypomniały mi się ksišżki o powstaniu warszawskim. W Warszawie w 1944 r. też były kina, teatry. Kwitło życie towarzyskie i kulturalne. Gdy Batalion Zoka" wyszedł ze Starówki, z piekła, to powstańcy zobaczyli normalne życie: spacerujšce pary zakochanych, otwarte kawiarnie. To musiał być dla nich szok.
W Polsce jeszcze niedawno trwały spory o słusznoć przyjmowania bšd nieprzyjmowania uchodców. Powinnimy ich przyjšć?
W politykę się nie mieszam. Każdy powinien pomagać tak jak może. Ale uważam, że przede wszystkim trzeba pomagać na miejscu. Jeżeli tego nie będziemy robić, nie pomożemy chrzecijanom w Syrii, to niedługo w ogóle nie będzie tam chrzecijan. Syryjczycy tak naprawdę nie chcš opuszczać swojego kraju. Oni potrzebujš tylko tego, co niezbędne do godnego życia: dachu nad głowš, kocioła albo meczetu w zależnoci od wyznania szkoły dla swoich dzieci i pracy.
Jak pana otoczenie rodowisko muzyków, artystów odbiera to, co dzieje się w Syrii?
Wielu znajomych jest przejętych. Po powrocie z Syrii dostałem mnóstwo pytań o to, jak wyglšda sytuacja na miejscu. Poza tym organizujemy wiele koncertów charytatywnych i żaden z występujšcych muzyków nie pyta o pienišdze. Wszyscy chcš występować. Nikogo nie trzeba do tego przekonywać.
Dariusz Malejonek jest liderem zespołu Maleo Reggae Rockers, wolontariuszem Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego. Grał m.in. w zespołach Armia, Moskwa i Izrael.