Niekoniecznie, bo franczyza to kuchnia biznesu, a kuchni gościom się raczej nie pokazuje. Dla nich, czyli dla większości klientów, liczy się bowiem szyld, a ten jest taki sam – niezależnie od tego, czy dany punkt jest firmowy, czy prowadzony przez partnera. Konia z rzędem temu, kto (poza specjalistami) potrafi odróżnić firmowe restauracje McDonald's od tych franczyzowych, mających zresztą sporą liczebną przewagę. To samo dotyczy sieci sklepów, salonów fryzjerskich albo napraw. Jednak warto, by część z nas zainteresowała się franszyzą – konkretnie ci, którzy przymierzają się do startu w biznesie. Z różnych badań wynika, że w ostatnich latach ta grupa rośnie.

Według tegorocznego raportu Global Entrepreneurship Monitor (GEM), największego na świecie międzynarodowego projektu badania przedsiębiorczości dorosłych, już 10,7 proc. Polaków angażuje się w nową aktywność biznesową, czyli zakłada albo prowadzi młode (działające od góra 3,5 roku firmy). To spory wzrost w porównaniu z dwoma poprzednimi latami, gdy ten odsetek wynosił 9,2 proc. Chętnych byłoby pewnie dużo więcej, gdyby nie obawa przed porażką, brak pieniędzy albo pomysłu. I tu z pomocą przychodzi franczyza, czyli biznes uruchamiany pod parasolem znanej marki, według jej sprawdzonej już w boju koncepcji, a dodatkowo z tak przydatnym początkujących przedsiębiorcom wsparciem – wiedzy, doradztwa i nierzadko finansowania (np. kredytu na start). Nie ma tu wprawdzie takiej swobody jak we własnym startupie, ale i ryzyko jest mniejsze.

Przy niechęci do ryzyka i gotowości do ciężkiej pracy na swoim Polacy wydają się wręcz stworzeni do franczyzy. Gdyby jeszcze częściej ją znali.