W ostatnich latach wprawdzie rosły (w 2016 r. sięgnęły niecałych 750 mln zł, podczas gdy w 2014 – 500 mln zł), mile zaskakując sceptycznych prognostyków, ale i tak nie pokrywają nawet połowy kosztów Telewizji Polskiej i Polskiego Radia, szacowanych na ponad 2,5 mld zł rocznie. To dlatego Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji – bez względu na obsadę i partię rządzącą – od lat próbuje znaleźć rozwiązanie tego problemu. Bezpośrednim kłopotem jest niesubordynacja płatników, czyli... nas, proszę państwa.

Z czego ona wynika? Może z buntu wobec jawnej niesprawiedliwości (dotychczasowe przepisy nakazują uiszczać opłatę posiadaczom odbiorników bez względu na to, co oglądamy czy też czego słuchamy), może z niechęci wobec dodatkowych opłat na rzecz państwa, może ze złej oceny mediów publicznych, może z lenistwa, a może z braku zrozumienia, czym mogą być (w idealnym świecie) media.

Ponieważ zmiana przekonań i nawyków wymaga czasu i autorytetów, nie dziwię się, że KRRiT stawia od lat na zaostrzoną politykę egzekucji opłat na publiczne media. Poborem opłat i windykacją zajmuje się obecnie Poczta Polska. Dodajmy: nie za darmo. Co roku otrzymuje zapłatę. W 2016 r. było to około 40 mln zł (tak wynika z zestawień KRRiT). Tymczasem tylko stwierdzone zaległości w opłatach to 1,4 mld zł, a brakuje najwyraźniej danych, ilu Polaków ma faktycznie telewizor i radio.

Nowy-stary pomysł, aby w ściąganiu należności mediów publicznych wsparły Pocztę satelitarne platformy i telewizje kablowe, na pewno będzie budził opór tych firm, choć oficjalnie go nie komentują. Domniemuję tak chociażby dlatego, że satelitarne platformy są powiązane kapitałowo z konkurentami TVP. Nikt o tym głośno nie powie, ale im słabsza TVP, tym lepiej dla TVN i dla Polsatu. Poza tym (uwaga – ironia) płatne telewizje musiałyby „donieść" na własnych abonentów, a donosicieli w Polsce nie lubimy. I basta.