- Różnica w wynagrodzeniach najbiedniejszych i najbogatszych obywateli federacji wynosi obecnie 1 do 15 - ogłosił Maksim Topilin, minister pracy Rosji. Wicepremier Olga Gołodiec mowi o „wyjątkowym zjawisku", kiedy ludzie pracujący są biedakami i żyją na granicy minimum egzystencji.

Wszystko przez politykę Kremla, który ustanawia minimalną płacę oficjalnej poniżej granicy ubóstwa. Zarabiają na tym pracodawcy, bogacą się oligarchowie - przypominają rosyjscy związkowcy. Jednak o nich samych Rosjanie nie mają dobrego zdania. Wytykają im, że siedzą w kieszeniach prezesów (w Rosji to firma płaci szefowi związku pobory), w rezultacie nikt skutecznie nie walczy w Rosji o prawa pracownicze i zarobki.

Według Gołodiec obecnie blisko 5 mln Rosjan otrzymuje wynagrodzenie minimalne wynoszące 7,5 tys rubli miesięcznie (517 zł). To mniej niż wynosi minimum egzystencji to 11,2 tys rubli. Średnia płaca krajowa wyniosła w 2016 r ponad 36,7 tys rubli.

- Bieda, która jest w naszym kraju, to jest bieda, która dotyka ludzi pracujących. To wyjątkowe zjawisko - pracujący biedacy. Jeżeli blisko 5 mln ludzi dostaje miesięcznie 7500 rubli to o jakiej wydajności pracy mówimy - apelowała podczas wystąpienia w Dumie wicepremier Gołodiec. Jej wołanie o zmianę tego stanu rzeczy pozostaje bez odpowiedzi. Za pozostawieniem takiego stanu rzeczy ostro od lat lobbują rosyjscy oligarchowie i koncerny państwowe - najwięksi pracodawcy Rosji.

Eksperci rynku pracy zwracają uwagę, że statystyki nie oddają prawdziwej sytuacji. Zarobki szefów największych firm państwowych sięgają dziesiątków milionów dolarów rocznie, jeżeli wliczyć wszystki ukryte, dodatkowe bonusy.