Zaprzysiężony w niedzielę na prezydenta Francji Emmanuel Macron powinien sprostać dwóm wyzwaniom, jeśli chce powstrzymać eurosceptyków i odwrócić tendencje dezintegracyjne w UE. Powinien podjąć od dawna odkładane reformy strukturalne u siebie w kraju oraz przebudować strefę euro.
Gospodarka francuska ma porównywalny z niemiecką potencjał rozwojowy, o czym świadczy zbliżony poziom produktywności w obu krajach. Niemniej członkostwo w unii walutowej i trudności podejmowania reform nad Sekwaną sprawiły, że Niemcy stają się coraz mocniejsze, a Francja nie może złapać oddechu.
Świadczą o tym coraz bardziej rozbieżne wskaźniki makroekonomiczne. Niemcy odnotowały w zeszłym roku rekordową, blisko 9-proc. nadwyżkę w bilansie obrotów bieżących, podczas gdy Francuzi mieli ponad 2-proc. deficyt. W marcu poziom bezrobocia w Niemczech wyniósł mniej niż 4 proc., we Francji powyżej 10. Francuzi mają mniej więcej ten sam realny poziom PKB w przeliczeniu na głowę mieszkańca, jaki mieli w 2007 r. Oznacza to, że kryzys strefy euro zmarnował im niemal całą dekadę. Niemcy mają poziom PKB o 7 proc. wyższy niż przed kryzysem. Poziom długu publicznego w stosunku do PKB wynosi już niemal 100 proc. we Francji, a tylko 45 w Niemczech. Skala wydatków publicznych nad Sekwaną jest najwyższa w państwach OECD i zbliża się do 60 proc. PKB. Jak to ujął kilka dni temu szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, „Francuzi wydają zbyt wiele i na niewłaściwe rzeczy".
Macron proponuje reformy, które mają odbudować witalność gospodarki. Chciałby skonsolidować wydatki budżetowe, m.in. zwalniając 120 tys. urzędników, i zmniejszyć ciężary dla przedsiębiorstw, m.in. obniżyć ich podatkowanie. Zapowiedział też liberalizację prawa pracy. Czy te reformy uda się wprowadzić? Można być sceptycznym, zważywszy na to, że przynajmniej trzech wcześniejszych prezydentów zapowiadało podobne zmiany i albo realizowali je tylko w części, albo wręcz musieli się z nich wycofać.
Dla Macrona problemem może być brak trwałej większości w parlamencie. Według najbardziej optymistycznych sondaży może on na razie liczyć na blisko połowę posłów, ale nie większość. Według pracowni Ipsos, ponad 60 proc. wyborców nie chce, aby nowy prezydent miał większość parlamentarną i mógł zrealizować liberalne obietnice wyborcze.