Rzeczpospolita: Emmanuel Macron zapowiedział, że w ciągu trzech miesięcy od wygrania wyborów prezydenckich nałoży sankcje na Polskę, by powstrzymać rzekomy dumping socjalny ze strony naszego kraju. Co miał na myśli?
Macron powiązał dwie rzeczy: sprawy socjalne oraz przestrzeganie zasad państwa prawa. To przełom. Jego zdaniem nie może być tak, że Polska z jednej strony korzysta z przewagi konkurencyjnej na wspólnym rynku, a z drugiej – łamie unijne wartości... I w dodatku nic się z tym nie robi. Oczywiście formalnie Macron nie będzie mógł zrobić wiele, bo pozbawienie Polski głosu w Radzie UE wymagałoby jednomyślności, a na to Węgry się nie zgodzą. Ale jest wiele nieformalnych możliwości, jak zawieszenie kontaktów dwustronnych. Do takiego zawieszenia doszło, gdy w 1999 r. do austriackiego rządu weszła skrajna prawica. Wiele krajów Unii jest wobec Węgier i Polski na granicy cierpliwości i jeśli Orbán oraz Kaczyński nie zmienią podejścia do integracji, inicjatywa Macrona może okazać się skuteczna. W dłuższej perspektywie jest też wiele innych form nacisku, np. ograniczenie funduszy strukturalnych po 2020 roku czy zgoda Brukseli w negocjacjach z Wielką Brytanią na ograniczenie praw obywateli UE, na czym najbardziej ucierpi Polska. Ale mam nadzieję, że załamanie w sondażach poparcia dla PiS po wyborze Donalda Tuska [na szefa Rady Europejskiej – red.] oraz przełamanie kryzysu migracyjnego skłoni polski rząd do bardziej umiarkowanej polityki, a wtedy takiej izolacji uda się uniknąć.
Macron ostrzega też, że jeśli w Unii nie zostaną wprowadzone wspólne uregulowania socjalne, dojdzie do Frexitu. To realne?
Nie i Macron to wie. Francuzi są eurosceptyczni, ale nie są eurofobami. Zrozumiała to nawet Marine Le Pen i wycofuje się z planu wyprowadzenia kraju ze strefy euro. Ale o ile François Hollande mówił tylko o „nadaniu nowego kierunku rozwoju Unii", Macron posuwa się dalej, chce tę Unię całkowicie przebudować. Uważa, że bez wspólnych norm socjalnych i fiskalnych jednolity rynek z założenia musi być niesprawiedliwy. Chodzi o czas pracy, wynagrodzenie minimalne, prawa socjalne.
Niemcy się na to zgodzą?