Rzeczpospolita: Zaskoczył pana wynik pierwszej tury wyborów prezydenckich we Francji?
Timothy Garton Ash: Szczerze mówiąc, sądziłem, że centrystę Emmanuela Macrona wyprzedzi liderka Frontu Narodowego Marine Le Pen, której zwycięstwu szlak przetarł Brexit i Donald Trump. Większym zaskoczeniem była dla mnie skala klęski, jaką ponieśli kandydaci tradycyjnych sił politycznych we Francji, centroprawicy (gaullista François Fillon) i centrolewicy (socjalista Benoit Hamon).
W 2002 roku zaskoczeniem był też wynik ojca Marine Le Pen, który wszedł do drugiej tury wyborów prezydenckich, wyprzedzając socjalistycznego premiera Lionela Jospina.
Jednak ostatecznie Jean-Marie Le Pen zdobył wówczas niespełna 18 proc., a więc wyraźnie uległ ubiegającemu się o reelekcję Jacques'owi Chiracowi. Wówczas popularne było hasło „Lepszy oszust [Chiraca wiązano z aferami finansowymi] niż faszysta". A Macron ma czystą kartę, nie ma takich obciążeń. Macron jest kandydatem, który rozumie, że Francja wymaga głębokiej reformy.