Wybory prezydenckie. Strach mobilizuje Francuzów

Blisko 60 tys. policjantów i żołnierzy zabezpieczało najbardziej wyjątkowe głosowanie w V Republice.

Aktualizacja: 23.04.2017 23:40 Publikacja: 23.04.2017 19:46

Dla Emmanuela Macrona była to pierwsza kampania wyborcza. A i tak sondaże dawały mu największe szans

Dla Emmanuela Macrona była to pierwsza kampania wyborcza. A i tak sondaże dawały mu największe szanse na wygraną.

Foto: PAP/EPA

Od ustanowienia przez Generała de Gaulle'a nowego ustroju blisko 60 lat temu Francuzi nigdy nie wybierali prezydenta w warunkach stanu wyjątkowego.

– Wszędzie na ulicach są policjanci i wojskowi z bronią automatyczną. Do lokali wyborczych wpuszczani są tylko ci, którzy pokażą zarówno dowód osobisty, jak i kartę do głosowania. Nie pamiętam takiego napięcia – mówi „Rz" Sophie, nauczycielka z Paryża.

Mimo to frekwencja była bardzo wysoka: do godziny 17 głosowało prawie 70 proc. uprawnionych. To jeden z najlepszych wyników od ustanowienia powszechnych wyborów prezydenckich w 1965 r.

Jeszcze w niedzielę policjanci szukali wspólnika zamachowca, który w czwartek zabił na Polach Elizejskich policjanta. Ewakuowano także trzy lokale wyborcze.

W tej sytuacji o wyniku wyborów może zdecydować, na ile dany kandydat jest uważany za gwaranta utrzymania bezpieczeństwa kraju. – To będzie najważniejsze zadanie prezydenta – przyznał w zamykającej kampanię audycji telewizyjnej centrysta Emmanuel Macron, faworyt wyborów. Jego rywal, kandydat Republikanów François Fillon, zapowiedział przy tej okazji, że jeśli wygra, stworzy szeroką koalicję z udziałem m.in. Rosji i Iranu, aby zwalczyć „totalitaryzm muzułmański". Obiecał zmianę kodeksu karnego tak, aby radykalni islamiści figurujący na tzw. listach S mogli być skazani za sam kontakt z Państwem Islamskim.

Z sondażu po wyjściu z lokali wyborczych, opublikowanego wczesnym popołudniem przez belgijską telewizję (we Francji jest to zakazane w trakcie głosowania), wynika jednak, że Fillonowi to nie pomogło. Miałby dostać 20,5 proc. głosów, wyraźnie mniej niż Marine Le Pen (22 proc.) i Macron (24 proc.). Na czwartym miejscu znalazł się kandydat radykalnej lewicy Jean-Luc Melenchon (18 proc.). Gdyby taki był rzeczywiście wynik, Macron miałby ogromne szanse na prezydenturę, bo wszystkie sondaże pokazują, że w drugiej turze z nawiązką bije Le Pen.

Jednak jak w przypadku Brexitu i wyboru Donalda Trumpa sondaże mogły okazać się zwodnicze: spośród Francuzów, którzy byli zdecydowanie pójść głosować, aż 1/3 (ponad 10 mln osób) przyznawała, że podejmie decyzję, kogo poprzeć, w ostatniej chwili.

– Do końca wahałam się między Melenchonem a Hamonem (oficjalny kandydat Partii Socjalistycznej). Ostatecznie głosowałam na Melenchona, bo przez politykę François Hollande'a socjaliści się sami wykończyli – mówi Sophie.

Emmanuel Riviere, dyrektor instytutu badania opinii publicznej Kantar, przestrzega, że wpływ terroryzmu na wyniki wyborów jest trudny do oszacowania.

– Po wielkich zamachach w Nicei i Paryżu w 2015 i 2016 r. poparcie w sondażach dla Marine Le Pen wcale nie wzrosło, choć w jej programie walka z terroryzmem odgrywa centralną rolę – podkreśla Riviere.

Rozgrywka jest na tyle wyrównana, że – to kolejna nowość w V Republice – ośrodki badania opinii publicznej nie były pewne, czy będą w stanie już o godz. 20 podać nazwiska dwóch kandydatów, którzy przejdą do drugiej tury.

– Zrobimy to tylko wtedy, gdy szacunkowa różnica głosów będzie większa niż 0,5 pkt proc. – powiedział Emmanuel Riviere.

Ta kampania różniła się od wszystkich dotychczasowych wyborów prezydenckich już pod koniec ub.r., kiedy Hollande, jako pierwszy przywódca V Republiki, zrezygnował z ubiegania się o reelekcję. To otworzyło drogę do prawyborów w Partii Socjalistycznej, które, to kolejne zaskoczenie, przegrał przedstawiciel głównego nurtu ugrupowania, premier Manuel Valls. Kandydatem socjalistów został Benoit Hamon, zwolennik radykalnej rozbudowy państwa socjalnego.

Ale podobnie stało się na prawicy, gdzie zamiast byłego prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego w prawyborach zadanie reprezentowania barw Republikanów przejął François Fillon – zwolennik bardzo konserwatywnego, jak na warunki francuskie, nurtu gaullistów. To osłabiło szanse umiarkowanej prawicy na zwycięstwo, zwłaszcza gdy okazało się, że Fillon przez dziesięciolecia wynagradzał żonę z pieniędzy publicznych za fikcyjne etaty.

Taki układ spowodował, że po raz pierwszy od ustanowienia powszechnych wyborów prezydenckich nie było w niedzielę pewne, czy do drugiej tury wejdzie choćby jeden przedstawiciel dwóch głównych partii kraju. W nowym układzie szerokie pole do działania uzyskał za to startujący po raz pierwszy w wyborach 39-letni Macron. W ciągu roku jego ruch En Marche! (Naprzód!) zgromadził 250 tys. członków, dwa razy więcej, niż liczy Partia Socjalistyczna. Ale jak na jedynego kandydata, który broni pogłębienia integracji, i tak według sondaży gromadził tylko ok. 1/4 głosów, mało jak na kraj, który stworzył Wspólnoty Europejskie.

Bo blisko połowę elektoratu przejęli kandydaci skrajnej lewicy i prawicy – Melenchon i Le Pen. Każde z nich jest za wyprowadzeniem Francji ze strefy euro i NATO oraz pozbawieniem Unii większości kompetencji.

– Po raz pierwszy od dziesięcioleci wybory we Francji mają wymiar europejski, a przez to światowy – uważa Dominique Reynie, dyrektor paryskiego instytutu Fondapol.

Pozostaje dodatkowy „bezpiecznik" w postaci wyborów parlamentarnych w czerwcu. Bez większości deputowanych prezydent właściwie nie ma żadnych uprawnień. A to wydaje się dla Melenchona, a tym bardziej Le Pen, nieosiągalne. Ale nie jest też pewne, czy Macron uzyskałby wystarczające poparcie.

– Jeśli kolejny prezydent będzie słaby i nie postawi kraju na nogi, Le Pen wygra wybory w 2022 r. – ostrzega „Rz" wysoki rangą dyplomata w Paryżu.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: jedrzej.bielecki@rp.pl

Od ustanowienia przez Generała de Gaulle'a nowego ustroju blisko 60 lat temu Francuzi nigdy nie wybierali prezydenta w warunkach stanu wyjątkowego.

– Wszędzie na ulicach są policjanci i wojskowi z bronią automatyczną. Do lokali wyborczych wpuszczani są tylko ci, którzy pokażą zarówno dowód osobisty, jak i kartę do głosowania. Nie pamiętam takiego napięcia – mówi „Rz" Sophie, nauczycielka z Paryża.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 764
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 763
Świat
Pobór do wojska wraca do Europy. Ochotników jest zbyt mało, by zatrzymać Rosję
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 762
Świat
Ekstradycja Juliana Assange'a do USA. Decyzja się opóźnia