Niemal każda kampania ma swoje przełomowe chwile, które mają istotny wpływ na wynik. Marcin Mastalerek, współtwórca zwycięskich kampanii PiS z 2015 roku lubił nazywać je "magicznymi momentami". Zwykle, chociaż nie zawsze są one efektem działań sztabów i kandydatów, czasami to wydarzenia z zewnątrz.

W kampanii w Warszawie być może też taki moment nadejdzie. Do tej pory mieliśmy do czynienia zaledwie z początkowym starciem. Nie tylko dlatego, że kampania formalnie jeszcze się nie zaczęła, ale dlatego że nie ma w nie jeszcze wszystkich zawodników. Do gry oficjalnie nie weszli jeszcze ani kandydaci lewicy, ani były wiceprezydent Jacek Wojciechowicz, którego odwołujące się do sukcesów inwestycyjnych lat 2006-2018 przesłanie może być problemem dla Rafała Trzaskowskiego.

Magiczny moment może być pomysłem ogłoszonym przez jednego z kandydatów. Lub reakcją na kryzys w kampanii. Wiemy już jedno: to będzie szybsza kampania, niż w 2015 roku. To kolejne zmartwienie dla sztabów i kandydatów. Najlepiej pokazuje to ostatni tydzień, w którym tematy (Kto jest z Warszawy, spot Jakiego z czeską Pragą, propozycja debaty ze strony Trzaskowskiego itd ) pojawiały się i znikały błyskawicznie. To efekt dominacji w dyskusji mediów społecznościowych i korzystających z nich dużych portali internetowych. W dalszej przyszłości - być może już w 2019 roku - za szybkim tempem narzuconym w mediach społecznościowych powoli przestają nadążać nawet całodobowe telewizje informacyjne.

W sieci, zwłaszcza biorąc pod uwagę tempo, w którym w ubiegłą niedzielę rozprzestrzenił się hashtag #WarszawaJakiego po błędzie w jego spocie, siły opozycji są co najmniej w równowadze ze zwolennikami PiS. To zmiana od kampanii w 2015 roku i dobry sygnał dla opozycji na przyszłość.

Bo kampania w Warszawie będzie też poligonem przed wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi. Zarówno jeśli chodzi o kandydatów, jak i przede wszystkim metody oraz całe środowisko polityczno-medialne, które zmieniło się od 2015 roku. To czyni to starcie jeszcze bardziej interesującym.