W nocy z 13 na 14 kwietnia siły USA, Wielkiej Brytanii i Francji wystrzeliły 105 rakiet w kierunku trzech celów w Syrii. Atak miał być wymierzony w laboratorium w Damaszku, w którym prowadzono prace nad bronią chemiczną i dwa magazyny w których składowano Sarin w okolicy miasta Hims. Po ataku Trump przekonywał, że "misja została wykonana", a przedstawiciele Pentagonu mówili, że prace Damaszku nad bronią chemiczną zostały cofnięte o lata.

Izraelski wywiad wyraża jednak wątpliwości co do tego, czy atak był skuteczny.

Przedstawiciel wywiadu cytowany przez serwis Ynetnews twierdzi, że stwierdzenie Trumpa "misja wykonana" w kontekście ograniczenia możliwości użycia przez Asada broni chemicznej "nie ma żadnych podstaw".

Z kolei przedstawiciel izraelskiej dyplomacji, cytowany przez serwis, poddaje w wątpliwość strategię polegającą na informowaniu o ataku przed jego wykonaniem (Trump zapowiedział atak na Syrię już w środę, dwa dni przed uderzeniem rakietowym w cele na terytorium Syrii". - Jeśli chcesz strzelać - strzelaj, nie gadaj - mówi. - W przypadku Amerykanów to głównie gadanie - dodaje.

Do domniemanego ataku z użyciem broni chemicznej, którego miała dopuścić się syryjska armia doszło przed niemal dwoma tygodniami w mieście Duma, w rejonie, w którym trwała ofensywa sił Asada przeciwko rebeliantom. W wyniku ataku zginąć miało ok. 70 osób, a ok. 500 miało zostać rannych.