Sentymentalna podróż

W czwartek mijają 43 lata od pewnej bitwy, której konsekwencje stanowią coraz większy problem dla świata.

Aktualizacja: 19.01.2017 06:50 Publikacja: 19.01.2017 06:49

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

19 stycznia 1974 roku naprzeciw siebie stanęły po cztery jednostki wietnamskiej i chińskiej marynarki. Ci pierwsi kilka dni wcześniej odkryli, że nad kilkoma wyspami z należących do nich archipelagu Paraceli powiewają chińskie flagi. Drudzy stawili opór desantowi i zdziesiątkowali żołnierzy wysłanych z bazy w Da Nang. W efekcie starcia zginęło 53 Wietnamczyków oraz 18 Chińczyków. Do niewoli wzięto 48 jeńców, w tym także Amerykanina, co o mały włos nie doprowadziło do jeszcze poważniejszego kryzysu w regionie. Od tamtej pory Paracele przeszły pod kontrolę Chin, a spory o przynależność terytorialną sporej części morza Południowochińskiego toczą się do dziś.

Przed kilkoma dniami w Wietnamie pojawił się premier Japonii Shinzo Abe oraz John Kerry, kończący kadencję sekretarz stanu administracji Obamy. Dla Abe Hanoi było jednym z przystanków podczas sześciodniowej podróży po czterech krajach regionu. Na Filipinach i Indonezji Japończyk chciał minimalizować chińskie wpływy rosnące wokół spornego morza. Z Australią także nastąpiło zacieśnienie współpracy. Na antychińskie nastroje w Wietnamie można było jednak liczyć jako najbardziej wiarygodną gwarancję w regionie. Pamięć o zadrze sprzed 43 lat jest dla tego kraju wciąż bardzo silna.

Kerry z kolei odbył podróż nieco bardziej sentymentalną niż zwykle. Z oficjalną wizytą był w Wietnamie po raz czwarty, ale tym razem postanowił odwiedzić miejsce, w którym podczas wietnamskiej wojny zabił wrogiego żołnierza. Wietnam i Stany Zjednoczone od pewnego czasu weszły na nową płaszczyznę relacji, dawni śmiertelni wrogowie stali się dobrymi przyjaciółmi. Można mówić, że historia zatoczyła pełne koło po kilku dekadach.

Sekretarz stanu w 1969 roku zastrzelił operatora ręcznej wyrzutni rakiet. Sam miał wówczas niecałe 26 lat, a zabity Ba Tanh z Vietcongu o dwa lata mniej. Kerry za swój czyn został odznaczony Srebrną Gwiazdę. Jego odwaga pozwoliła uratować załogę amerykańskiej łodzi patrolowej. Wspomnienia tamtego tragicznego wydarzenia były na tyle silne, że Amerykanin postanowił wrócić do delty Mekongu i spotkać się z Vo Ban Tamem, który znał zabitego żołnierza. Po blisko 50 latach od wojny starsi już dziś panowie podali sobie ręce i rozmawiali o przeszłości. Jak polityk z poławiaczem krewetek, a nie jako dawni wrogowie.

Kerry'emu wypominano fakt zabicia młodego człowieka na wojnie, gdy starał się o prezydenturę w 2004 roku. Tym bardziej jego rozliczenie z trudną przeszłością warte jest uwagi. Podobnie jak fakt, że na cel swojej ostatniej podróży zagranicznej na stanowisku sekretarza stanu wybrał właśnie Wietnam. Wietnamczycy wspominali razem z nim wojenne chwile i jednocześnie cieszyli się z podpisania nowej umowy handlowej na wydobycie gazu. PetroVietnam wraz z amerykańskim koncernem Exxon Mobil mają wspólnie pracować nad projektem o nazwie "Błękitny wieloryb". Na razie nie ma konkretnego horyzontu czasowego, mówi się o pierwszych elektrowniach nowego typu w 2023 roku. Hanoi liczy z tego względu na dodatkowe 20 mld dolarów do budżetu. Celem jest odchodzenie od energii węglowej na rzecz złóż gazu. Wiele z nich znajduje się z kolei na terenie morza Południowochińskiego. W miejscach, do których rości sobie prawo Pekin. I koło znów się zamyka.

Na razie między Wietnamem a Chinami jeszcze nie można liczyć na przełom na miarę amerykańsko-wietnamskiego. Historia widziała jednak wiele i kto wie, czy pewnego dnia obecni wrogowie nie staną się prawdziwymi przyjaciółmi. Hanoi liczy na Rexa Tillersona, szefa koncernu Exxon, obecnego kandydata na następcę Kerry'ego w administracji Donalda Trumpa. Jego firma jako jedyna prowadziła odwierty na terenie wietnamskiej strefy ekonomicznej i nie przejmowała się zagrożeniem że strony chińskich jednostek straży przybrzeżnej i mobilnej platformy wiertniczej wysłanej przez Pekin.

19 stycznia Nhan Hoa, największa pagoda wietnamskiej społeczności w Warszawie uczci pamięć wydarzen z 1974 roku. W innej świątyni, Thien Phuc w Raszynie uroczystości odbędą się 21 stycznia.

19 stycznia 1974 roku naprzeciw siebie stanęły po cztery jednostki wietnamskiej i chińskiej marynarki. Ci pierwsi kilka dni wcześniej odkryli, że nad kilkoma wyspami z należących do nich archipelagu Paraceli powiewają chińskie flagi. Drudzy stawili opór desantowi i zdziesiątkowali żołnierzy wysłanych z bazy w Da Nang. W efekcie starcia zginęło 53 Wietnamczyków oraz 18 Chińczyków. Do niewoli wzięto 48 jeńców, w tym także Amerykanina, co o mały włos nie doprowadziło do jeszcze poważniejszego kryzysu w regionie. Od tamtej pory Paracele przeszły pod kontrolę Chin, a spory o przynależność terytorialną sporej części morza Południowochińskiego toczą się do dziś.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Donalda Tuska na 100 dni rządu łatwo krytykować, ale lepiej patrzeć w przyszłość
Publicystyka
Estera Flieger: PiS choćby i z Orbánem ściskającym Putina, byle przeciw Brukseli