Tomański: Oczekiwana zmiana miejsc

Kolejny szczyt APEC, czyli państw Azji i Pacyfiku za nami. Zabrakło na nim kilku przywódców, jeden z pewnością żegnał się z polityką na międzynarodowym poziomie definitywnie. Pojawiło się także kilka nowych rozdań zwiastujących zmiany o dalekosiężnych konsekwencjach.

Aktualizacja: 21.11.2016 15:10 Publikacja: 21.11.2016 15:08

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Inaczej niż dotychczas wielcy przywódcy regionu nie musieli przebierać się w lokalne stroje do wspólnego zdjęcia. W tym roku wystarczyły jedynie brązowe szale z wełny peruwianskich wikunii określanych u nas czasem także jako rodzaj lamy. Na zdjęciu nie było prezydenta Indonezji, premiera Tajlandii (ze względu na żałobę po śmierci króla Ramy IX) oraz prezydent Korei Południowej (podobno decyzja o opuszczeniu szczytu w Lipiec została podjęta jeszcze we wrześniu ze względu na piątą próbę atomową na Północy, jednak trudno uwierzyć w te tłumaczenia widząc jak krwawe politycznie żniwo zbiera skandal z udzialem Park Geun-hye). Zamiast prezydenta Filipin był także szef tamtejszego MSZ. Rodrigo Duterte wykręcił się od uczestnictwa w częściach ceremonialnych gorszym stanem zdrowia i odbył jedynie najbardziej potrzebne według niego spotkania. Między innymi z prezydentem Chin.

Wiemy, że Manila i Pekin optymistycznie patrzą w przyszłość odnośnie statusu atolu Scarborough, który do niedawna miał siłę by oba kraje na dekady oddalić politycznie. Wchodziła w grę nawet ostra potyczka militarna, ponieważ obszar morza Południowochińskiego gotował się jeszcze niecałe trzy, cztery miesiące temu od terytorialnych sporów. Magia nowego głównego człowieka Filipin, Duterte polega na tym, że zmienił o 180 stopni dotychczasowy kurs kraju i z nieuchronnej kolizji z Chinami osiągnął rejs ku przyjaźni i pogłębianej współpracy na wszystkich polach.

W Limie pod nieobecność generała Chan-ochy z Tajlandii jego zastępca skutecznie zagradzał drogę Markowi Zuckerbergowi, by móc zrobić sobie z nim wspólne zdjęcie. Facebook stroni od przedstawicieli junty i rządu opłakującego zmarłego króla, ponieważ zdarzają się przypadki aresztowań na lata za nieodpowiednie zdaniem tamtejszego rządu wpisy o królu i jego rodzinie właśnie w społecznościach.

Ostatnią konferencję prasową poza granicami Stanów Zjednoczonych odbył także Barack Obama, a jego odpowiednicy że świata żegnali się z nim osobiście oraz za pośrednictwem selfie umieszczanych na swoich profilach. Zwycięzcą peruwiańskiej odsłony spotkania APEC okazał się Xi Jinping, który przywiózł regionowi lekarstwo na impas w kwestii fiaska TPP.

Chińska odpowiedź na pakt o transpacyficznym wolnym handlu, który na prawie 100 procent nie wejdzie w życie ze względu na zmianę amerykańskiego prezydenta, to RCEP. Regional Comprehensive Economic Partnership, dosłownie Regionalne Kompleksowe Partnerstwo Ekonomiczne, ma być prostsze w obsłudze niż propozycja Waszyngtonu. Według Chińczyków niższe kryteria wstępowania do strefy są lepsze dla krajów Azji, które nie zawsze mogą dorównać do jakości wymaganej przez rozwinięty Zachód.

Xi Jinping zgarnia chwilowo całą chwałę regionu i dopełnia obraz siebie jako przywódcy sukcesu także na polu krajowym. W Peru czekał na niego jego człowiek z Hongkongu, wspierany przez Pekin gubernator Leung Chun-ying. Znienawidzony w byłej brytyjskiej kolonii, wyszydzany i cieszący się złą reputacją Leung zabiegał o namaszczenie głównego szefa na kolejną kadencję. Wybory przewidziane są na marzec 2017 roku, a audiencja u Xi wyglądała na udaną. Choć po niecałych dwóch minutach od uścisku dłoni ochrona wyprosiła dziennikarzy z Hongkongu. Wystarczyło tylko jedno słowo samego Xi.

Na X edycji Festiwalu 5 Smaków można obejrzeć film zatytułowany "Dziesięć lat". To pięć krótkich produkcji z Hongkongu składających się na wspólny obraz miasta w 2025 roku. Wpływy chińskie są coraz bardziej widoczne. Taksówkarze, którzy nie opanują na czas narzucanego przez Pekin chińskiego w wersji mandaryńskiej i wciąż mówią po kantońsku, od zawsze obecnym w Hongkongu, tracą klientów i licencje na wykonywanie zawodu. Uczniowie podstawówek organizowani są w oddziały przypominające Czerwonogwardzistów z czasów rewolucji kulturalnej i jak szarańcza tropią wszelkie przejawy hongkońskiej "lokalności". Ktoś w desperacji decyduje się na zakonserwowanie się dla przyszłych pokoleń jako gatunek ginący na danym terenie. Ktoś inny podpala się przed brytyjskim konsulatem w akcie sprzeciwu wobec narastającej opresji ze strony Chin kontynentalnych.

Podczas festiwalu rozmawiam w Warszawie z Ng Ka-Leungiem, reżyserem jednej z części "Dziesięciu lat" i producentem całego filmu. Mówi mi, że to co obecnie dzieje się w Legco, lokalnym parlamencie, także przechodzi pojęcie zwykłych mieszkańców. Pekin miesza się w sprawy Hongkongu, pozbawia mandatów nowo wybranych prodemokratycznych działaczy młodego pokolenia. Miniony tydzień z pewnością zapisze się w pamięci mieszkańców Hongkongu. We ubiegły wtorek tamtejszy sąd najwyższy zdecydował o pozbawieniu mandatu dwojga prodemokratycznych parlamentarzystów. Decyzja wzbudziła ogromne kontrowersje, ponieważ nie została podjęta samodzielnie w Hongkongu, ale polecono jej wykonanie bezpośrednio z poziomu władzy głównej czyli z Pekinu.

Parlamentarne zamieszanie dotknęło dwoje młodych ludzi, panią Yau Wai-ching oraz Leung Chung-hanga znanego także Siktus Baggio. Musimy cofnąć się nieco w czasie. Jest 12 października, w hongkońskiej legislaturze, tak zwanym Legco nowowybrani parlamentarzyści składają przysięgi. Dwoje młodych decyduje się na polityczny manifest i rozwija transparenty z hasłem "Hongkong to nie Chiny". Pani Yau dodatkowo zamienia słowo "republika" z oficjalnej nazwy Chińska Republika Ludowa na przekleństwo, pan Leung krzyżuje palce podczas przysięgi. Oboje celowo zamiast angielskiego China mówią "ĆINA" używając obraźliwego określenia pochodzącego z czasów japońskiej okupacji. Dla Pekinu to zbyt wiele i młodzi demokraci, którzy dwa lata wcześniej walczyli o uniezależnienie się od Chin kontynentalnych, oficjalnie lądują poza parlementem. Polityczny manifest kosztuje ich wiele, ale to dopiero początek zamieszania, ponieważ mieszkańcy byłej brytyjskiej kolonii mają dość tego, że Pekin w tak oczywisty sposób naruszył świętą zasadę "jeden kraj, dwa systemy". Według niej Hongkong miał cieszyć się polityczną swobodą co najmniej do 2047 roku.

Ng przeprasza, że nie może jednoznacznie komentować polityki Pekinu i oceniać działania młodych parlamentarzystów. Jednak przywozi ze sobą film, który zgodnie ze starą zasadą wart jest tysiąc słów. O ile nie więcej.

Inaczej niż dotychczas wielcy przywódcy regionu nie musieli przebierać się w lokalne stroje do wspólnego zdjęcia. W tym roku wystarczyły jedynie brązowe szale z wełny peruwianskich wikunii określanych u nas czasem także jako rodzaj lamy. Na zdjęciu nie było prezydenta Indonezji, premiera Tajlandii (ze względu na żałobę po śmierci króla Ramy IX) oraz prezydent Korei Południowej (podobno decyzja o opuszczeniu szczytu w Lipiec została podjęta jeszcze we wrześniu ze względu na piątą próbę atomową na Północy, jednak trudno uwierzyć w te tłumaczenia widząc jak krwawe politycznie żniwo zbiera skandal z udzialem Park Geun-hye). Zamiast prezydenta Filipin był także szef tamtejszego MSZ. Rodrigo Duterte wykręcił się od uczestnictwa w częściach ceremonialnych gorszym stanem zdrowia i odbył jedynie najbardziej potrzebne według niego spotkania. Między innymi z prezydentem Chin.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Donalda Tuska na 100 dni rządu łatwo krytykować, ale lepiej patrzeć w przyszłość
Publicystyka
Estera Flieger: PiS choćby i z Orbánem ściskającym Putina, byle przeciw Brukseli