W skorumpowanej od lat Korei Południowej - jakkolwiek nie brzmi to złowieszczo i krzywdząco, to łapówki od dekad są podstawowym środkiem rozliczeniem między politykami i biznesem najwyższego szczebla - obywatele mogli by darować prezydent Park Geun-hye szastanie publicznymi pieniędzmi. Nie byłaby pierwsza, ani też ostatnią osobą na wysokim stanowisku posądzaną o gospodarność dla grupy swoich znajomych. Zawód jest co prawda trochę większy i mniej spodziewany, ponieważ prezydent Park nie ma rodziny - ani męża, ani dzieci - dlatego dostała na początku kadencji kredyt zaufania wzbogacony o to, że zwyczajnie nie będzie miała dla kogo kraść. Nieistniejący członkowie rodziny nie dostawaliby także dobrze płatnych posad.
Nie przewidziano tego, że oszukiwać można dla osób trzecich, choć wciąż bardzo bliskich. Choi Soon-sil, rówieśniczka Park, sprawdzona towarzyszka we wszystkich sprawach, powierniczka, najlepsza przyjaciółka pani prezydent stała się przyszywaną rodziną. W połączeniu z nabytą nieufnością wobec ludzi - rodzice Park zginęli w zamachach, ojca, także prezydenta, zastrzelił bliski przyjaciel - prezydent odsunęła od siebie także młodsze rodzeństwo. Siostra Geun-ryong i brat Ji-man bezskutecznie apelowali w 1990 roku do ówczesnego szefa państwa, Roh Tae-woo o to, by powstrzymał rosnącą we wpływy Choi Soon-sil oraz jej ojca, Choi Tae-mina, kontrowersyjnego przywódcę religijnego, szamana uważającego się za uosobienie Buddy.
Wśród dokumentów odtajnionych przez WikiLeaks można znaleźć depeszę amerykańskiej ambasady w Seulu, która już przed 9 laty ostrzegała przed źle rokującym wpływem starego Choi na młodą Park. Nazywano go wtedy "koreańskim Rasputinem".
Dziś na temat jego córki, Choi Soon-sil powstają internetowe memy i gry na smartfony. W tych pierwszych staje się "Soon-derella" - gra słów na podstawie pierwszej części jej imienia oraz angielskiego określenia na Kopciuszka, Cinderellę. W drugich złą szefową z filmu "Diabeł ubiera się u Prady" (w nowej, najbardziej aktualnej wersji to Soon ubiera się w rzeczy tej marki). Żeby uruchomić nieskończone pokłady koreańskiej kreatywności wystarczyła jedna sytuacja z poniedziałkowego, pierwszego przesłuchania Choi w prokuraturze. Dziennikarzy było tak wielu, że w ich tłumie i pod ich naporem Choi zgubiła but. Zanim jeden z urzędników prokuratury odniósł go jej niczym we wspominanej bajce, lewy but został sfotografowany tak dokładnie, że cały świat zobaczył wszytą na podeszwie metkę "Prada". Memy oraz nagłówki gazet pisały się same.
Opinia publiczna szybko zainteresowała się także córką pani Choi, 20-letnią Chung Yoo-ra. Zrobiono jej nawet badanie DNA, by powstrzymać dalszy rozwój spekulacji o tym, że może być ona nawet córką samej Park Geun-hye. O sprawie poinformował jeden z koreańskich dzienników przyrodni brat pani Choi, syn pastora-szamana z czwartego małżeństwa. Choć ten test wypadł pomyślnie, to za Chung ciągną się zarzuty o opłaceniu sobie możliwości przyjęcia na prestiżowy żeński uniwersytet Ewha. Mamie zawdzięczałaby także opłacanie na co dzień kosztownego hobby - jeździectwa i możliwość udziału w wielu zawodach hippicznych za granicą. Yoo-ra miała stwierdzić kiedyś za pośrednictwem mediów społecznościowych, że o bycie biednym można mieć pretensję do rodziców.
Do kompletu tak zwanej Choi-gate, jak afera jest nazywana w Korei, dorzuca się także ewentualne powiązanie Choi Soon-sil z niedawnym bankructwem koncernu Hanjin. Miała to być podobno prywatna zemsta za to, że ów jeden z największych na świecie przewoźników morskich nie wpłacał na konta prywatnych fundacji Choi wystarczająco dużych kwot. "Ukarany" Hanjin swoim upadkiem wprowadził w osłupienie branżę transportu kontenerowego na wszystkich rynkach.