Premiera najnowszej części Pokemonów przypadła na czas przeładowany wydarzeniami, z których każde głowy w stanie definiować na nowo kierunki świata. Zamach w Nicei, przewrót w Turcji, morderstwa Afroamerykanów oraz policjantów w USA, oficjalna nominacja dla Donalda Trumpa, wcześniej Brexit - lista jest długa i nic nie wskazuje, by tempo jej zapełniania się nowymi elementami miało wyhamować. Przeciwnie, szybkość obecnego świata na poziomie zmian politycznych i społecznych nie ustępuje obiegowi informacji z internetu. Po kilku dniach, a końcówka poprzedniego tygodnia pokazała że także po kilkunastu godzinach, trudno jest jednoznacznie przywiązać się do liczby ofiar rozjechanych ciężarówką, skoro turecki pucz przynosi ich nawet trzykrotnie więcej. W tym środowisku przyszło odrodzić się Pokemonom - jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi.
Popularności gry nie da się zaprzeczyć. Akcje Nintendo, jednego z kilku twórców gry, oryginalnego pomysłodawcy pierwotnej serii przygód kieszonkowych potworów (pokemon to skrót od "pocket monster") w ciągu tygodnia od premiery Pokemon GO podwoiły swoją wartość. Od 6 lipca, gdy gra wyszła na trzech pierwszych rynkach: amerykańskim, australijskim i nowozelandzkim, koncern wypracował dodatkowe 23 mld dolarów kapitalizacji. Gra zmierza ku rekordowi wszech czasów. Jeżeli nic nie stanie jej na przeszkodzie, pokona niedostępny dotychczas poziom 4 mld dolarów rocznego przychodu, który dotychczas osiągnęły jedynie Candy Crush oraz Clash of Clans.
To dopiero początek zysków. Korzyści z Pokemon GO mogą być dla wszystkich o wiele większe. Gra jest obecna już w 35 krajach, 20 lipca debiutuje w rodzinnej Pokemonom Japonii, oficjalne partnerstwo negocjuje McDonald's. Pierwsze wzmianki o tym, że "siłowniami", czyli ważnymi arenami zmagań stworków, mogą stać się lokale tej sieci, podniosło cenę akcji amerykańskiego koncernu o 12,5 proc. na tokijskim parkiecie.
Pokemony pociągają za sobą konieczność ciągłego bycia online, posiadania naładowanego sprzętu i dostępności gry w każdej sytuacji. To z kolei idealne warunki do rozwoju asortymentu dla producentów tzw. power banków, przenośnych baterii do smartfonów i tabletów oraz dla branży specjalizującej się w uchwytach na rower i motor. Stojaki na urządzenia mobilne do samochodów z Pokemonami prawdopodobnie jednak się nie przyjmą, pomimo pierwszych doniesień o masowym graniu podczas jazdy samochodami. Zdrowy rozsądek z pewnością weźmie górę nad chęcią maksymalizacji korzyści z gry.
Pozostaje pytanie najważniejsze - dlaczego akurat Pokemon spodobał się tak bardzo wszędzie na świecie? Dodanie do kolejnej mobilnej gry funkcji rzeczywistości rozszerzonej (tzw. AR, Augmented Reality), dzięki której animowane stworki widać na tle tego, co nas otacza, zmieniło wszystko. Czy zatem wystarczy wzbogacić o AR węża Nokii, wietnamskiego Flappy Birda (hit początku 2014 roku), czy facebookowe Farmville i czekać na sukces?
Wśród masy informacji o tym, co z ludźmi robi granie w Pokemony, samemu można łatwo stracić głowę. Samochody owinięte o latarnie, karambole, wpadanie w dziury, okradanie niefrasobliwie zapatrzonych w ekrany, zbieranie Pokemonów w Auschwitz, na komisariatach, wypraszanie z baz wojskowych, ostrzegawcze komunikaty lotnisk o rozsądek podczas gry. Wszystko wskazywało by, że GO stało się brakującym ogniwem ewolucji prowadzącym do stworzenia doskonałego mobilnego głąba, człowieka nowej ery, którego jedyną smart częścią będzie telefon lub tablet. Rynkowy sukces gry wyglądał na zwiastuna apokalipsy. I to takiej, której nie spodziewał się nawet święty Jan - kto wie, czy nie dopisał w swoim tekście proroctwa o Pokemonach, bo sam był zajęty ich łapaniem.
Łatwo jednak takiej psychozie ulec, trudniej sięgnąć po łatwo dostępny środek weryfikujący - przekonanie się samemu. Gra instaluje się szybko, działa (pomijając kłopoty związane z przegrzewaniem się serwerów) także płynnie. Pokemony-siewcy zagłady okazują się całkiem przyjemną rozrywką, równie ciekawą jak kilka dotychczasowych tytułów. Po zainstalowaniu na komórce zza pleców nie spogląda na ekran postać z kosą czekająca na to, aż wreszcie zrobimy jej przyjemność i wpadniemy przez roztargnienie pod samochód. Granie podczas jazdy autem jest równie sensowne co pisanie za kierownicą SMSów. Można bez tego przeżyć. I naprawdę nic złego się nie dzieje.