„Rzeczpospolita" opublikowała badania, z których wynika, że w sądach nie dzieje się najlepiej, nadal dochodzi do opóźnienia rozpraw, uczestnicy nie zawsze są traktowani w sposób kulturalny przez sędziów. A co w sądach przeszkadza czynnym pełnomocnikom? To pytanie prowadząca czwartkowe wydanie programu #RZECZoPRAWIE Ewa Usowicz zadała Maciejowi Łaszczukowi, adwokatowi - partnerowi w kancelarii Łaszczuk i Wspólnicy – a także byłemu sędziemu.
- My mamy własny punkt widzenia, ponieważ musimy być odporni i mieć grubą skórę. To, jak są traktowani adwokaci jest naszym zdaniem mało ważne. Z punktu widzenia wizerunku sądu istotne jest, jak traktowanie przez sądy odczuwają strony – powiedział Maciej Łaszczuk.
Odnosząc się do swoich doświadczeń z pracy w sądzie stwierdził, że widzi zmiany na lepsze. Żałuje jednak, że teraz sądy bardziej przypominają zamknięte twierdze.
- Kiedy ja byłem sędzią i przewodniczącym wydziału oczywiste było, że mam otwarte drzwi i są godziny, gdy przyjmuję interesantów. To była pomoc ludziom w załatwieniu ich spraw od strony formalnej, nikomu to nie przeszkadzało. Dzisiaj nawet sekretariat bywa całkowicie oddzielony od sal rozpraw. Jeśli nie działa elektroniczna wokanda, a czas rozpoczęcia rozprawy minął, to osoba która chce się czegoś dowiedzieć , nie ma do kogo pójść, bo drzwi są zamknięte – powiedział adwokat.
Jego zdaniem niekulturalne zachowania, zniecierpliwienie czy agresja sędziów na salach rozpraw to margines, choć każdy taki przypadek jest krzywdzący dla pozostałych sędziów.