Ze sprawnością procesów w polskich sądach w 2014 r. było gorzej niż w latach poprzednich. Ze statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w 2013 r. średni czas trwania sprawy w sądzie okręgowym wyniósł 7,2 miesiąca, a w 2014 r. już 7,8 miesiąca. Podobny jest trend w sądach rejonowych: w 2013 r. sprawa trwała 3,9 miesiąca, a w 2014 r. – 4,5. Pierwszy kwartał 2015 r. pokazuje, że w kilku kategoriach (kluczowych) wynik znów się pogorszył.
– Nie ma jednej wspólnej strategii dla wymiaru sprawiedliwości rozpisanej na 10, 15 czy 20 lat. I to jest główny powód nie najlepszej kondycji Temidy – uważają byli ministrowie sprawiedliwości. Efekt jest taki, że każdy przychodzi do resortu z własnym pomysłem na zmiany.
Likwidacja i reaktywacja
W 2013 r. Jarosław Gowin jako ówczesny szef resortu zlikwidował 79 najmniejszych sądów rejonowych. Zamiast nich utworzono wydziały zamiejscowe większych jednostek. Reforma miała usprawnić funkcjonowanie sądownictwa. Tymczasem w każdej kategorii spraw (cywilne, karne, rodzinne) wyniki po roku jej działania były gorsze.
Czas postępowań najbardziej wydłużył się w sprawach cywilnych, np. rozwodowych. W 52 sądach trwały dłużej, a zaledwie w 21 krócej niż w 2012 r. Przykład? Sąd Rejonowy w Głubczycach w 2012 r. cywilną sprawę rodzinną załatwiał w 3,6 miesiąca, a w 2013 r. potrzebował na nią już 4,5 miesiąca. Kolejne przykłady: Sąd Rejonowy w Ostrzeszowie potrzebował w 2013 r. dziesięciu miesięcy na załatwienie sprawy cywilnej (w 2012 r. wystarczyło mu 5,7 miesiąca).
Zwolennicy reorganizacji (w tym resort sprawiedliwości) przekonywali, że wynik byłby dużo lepszy, ale trzeba by na niego trochę poczekać. Nie wyszło. W 2015 r. ponad 90 proc. zlikwidowanych dwa lata temu sądów wróciło do orzekania.