I gdy wystawiają podejrzane faktury, może je wychwycić. Teraz resort idzie krok dalej. Pozwoli urzędnikom kupować puste faktury, by móc namierzyć firmy, które je wystawiają. A po wpisaniu danych wystawców do JPK dopadnie tych, którzy z nich korzystają. Potem zapuka do drzwi firmy, poprosi o zwrot VAT, nałoży karę i zasili budżet. Co więcej, resort finansów jest przekonany, że grzesznicy, słysząc o jego planach, wyrażą czynny żal i sami zapłacą wszystko co do złotówki.

Pomysł godny tysiąca lajków. A to nie koniec. We wtorek rząd przyjął jeszcze projekt o podzielonej płatności (tzw. split payment). Dzięki temu sprzedawca dostanie tylko kwotę netto, a kupujący wpłaci VAT na specjalny rachunek, do którego będzie mógł zajrzeć fiskus. To kolejne narzędzie w walce z oszustami, które na dodatek powinno uchronić uczciwych przed zostaniem wplątanym w proceder wyłudzania VAT.

Nawet doradcy podatkowi nie mają wątpliwości, że obrany przez resort Morawieckiego kierunek jest dobry. Młody menedżer z firmy podatkowej na łamach specjalistycznego dodatku „Rzeczpospolitej" pisze tak: „Nowa historia tworzy się na naszych oczach. Jej pierwszym i kluczowym uczestnikiem jest JPK, za chwilę pojawią się kolejni gracze: e-kasy oraz centralny rejestr faktur. Oto cyfrowa rewolucja VAT w pełnej krasie". To może zbyt górnolotne słowa, ale z drugiej strony dopiero za rządów Morawieckiego w Ministerstwie Finansów zaczęto myśleć systemowo i korzystać w pełni z nowych technologii. Należy mieć tylko nadzieję, że ta cyfrowa rewolucja pożre tylko oszustów.