– Uniwersytet Środkowoeuropejski to perła w koronie wolnej Europy – powiedział europosłom Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej. Węgry zdaniem KE podjęły działania sprzeczne z unijnym swobodami (w tym przedsiębiorczości i świadczenia usług) oraz z Kartą Praw Podstawowych. Budapeszt ma teraz jeden miesiąc na odpowiedź, a jeśli zlekceważy zalecenia KE, sprawa może ostatecznie trafić do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości władnego nakładać olbrzymie grzywny.
Zgodnie z nowym węgierskim prawem Uniwersytet Środkowoeuropejsko mógłby przyjmować nowych studentów od 2018 r. pod warunkiem, że założy swój kampus także w Ameryce, a Węgry i USA zawrą umowę o jego działalności. To dlatego, że formalnie jego krajem macierzystym są Stanu Zjednoczone. Władze uczelni ostrzegają, że te nowe wymogi mogą zablokować ich pracę.
– Tu nie chodzi o Sorosa. Studenci tej uczelni w Budapeszcie mogli od 25 lat otrzymywać jednocześnie dyplomy amerykańskie i węgierskie. To przecież dla nich korzyść. Nie rozumiem, dlaczego z tego rezygnować? – pytał europoseł Manfred Weber (CSU), szef klubu Europejskiej Partii Ludowej (EPL).
Czy wycofa się z przepisów?
Do EPL należy także partia Fidesz premiera Orbána, a Węgier bardzo sobie ceni członkostwo w tej chadeckiej międzynarodówce wraz z m.in. niemiecką CDU i CSU, francuskimi Republikanami czy polską PO. Niektórzy lewicowi europosłowie wzywali w środę EPL, by wyrzuciła Fidesz za łamanie wartości europejskich.
– W EPL w ogóle nie ma teraz tematu usuwania Węgrów. Fidesz dotrzymuje dyscypliny klubowej w 98 proc. głosowań w europarlamencie. A Orbán głosował na naszego kandydata Donalda Tuska na II kadencję szefa Rady Europejskiej – mówi Deutsche Welle wysoki polityk EPL. W kierownictwie tej międzynarodówki panuje przekonanie, że Orbán dość szybko wycofa się z przepisów uderzających w Uniwersytet Środkowoeuropejski.