Moja podróż do Wiednia ma służyć obronie Węgier i Austrii – oświadczył premier Viktor Orbán przed poniedziałkową podróżą. Przybył pociągiem jak zwykły obywatel. Takie obrazy przydadzą się zapewne w rozpoczynającej się parlamentarnej kampanii wyborczej.
Podobnie jak spotkanie z szefem populistyczno-prawicowej Austriackiej Partii Wolnościowej (FPÖ) Heizem-Christianem Strache, obecnie wicekanclerzem, oraz byłym kandydatem tej partii na prezydenta Norbertem Hoferem. FPÖ wywodząca się w prostej linii z ugrupowania Jörga Haidera jest traktowana z nieskrywaną niechęcią w wielu europejskich stolicach.
Orbán i jego Fidesz zawsze utrzymywał z nią kontakty i kilka lat temu w czasie jego ostatniego pobytu w Wiedniu do spotkania ze znajdującym się w opozycji Strachem nie doszło jedynie na prośbę strony rządowej.
Premier Orbán nie zabiegał w przeszłości o pogłębianie relacji z Austrią. Wiedeńska „Die Presse" wypomniała mu właśnie, że nazwał Austrię „ niemiecką prowincją". Cytowany obecnie przez dziennik jeden z współpracowników Orbána tłumaczył, że czasy te należą już do przeszłości i Berlin nie może już dyktować Wiedniowi, co ma robić.
Czasy się zmieniły, bo w wyniku październikowych wyborów FPÖ jest partnerem koalicyjnym w rządzie Sebastiana Kurza z (Austriackiej Partii Ludowej (ÖVP) i jej poglądy dotyczące zamurowania granic przed imigrantami nie różnią się niczym od ideologii Viktora Orbána.