Wydaje się, że po szturmie uchodźców i imigrantów w ciągu ostatnich dwóch lat na Europę sytuacja została opanowana. Drzwi dla nowych zostały zamknięte. Nie przybywają zamkniętym szczelnie już od ubiegłorocznego porozumienia UE–Turcja tzw. szlakiem bałkańskim, przez Grecję. Zmalała też w ostatnich miesiącach liczba imigrantów docierających do Włoch z wybrzeży Libii.
Pomogły pieniądze z Rzymu i Brukseli dla libijskich władz i wojennych watażków, którzy zadbali o to, aby łodzie wypełnione uchodźcami nie odpływały z libijskich plaż. Działa tam taki sam mechanizm jak w wypadku Turcji. Tylko nikt nie wie, jak długo.
Nowych imigrantów jest coraz mniej. Ale ich los pogarsza się, w miarę jak domykają się drzwi do Europy. W okolicach Trypolisu odbywają się regularnie targi niewolników, niedoszłych imigrantów do Europy. Jeden z takich targów sfilmowała niedawno ekipa CNN. Podczas jednej aukcji sprzedano 12 osób. Muszą odpracować swój dług wobec przemytników, aby odzyskać wolność. Przy tym koszty za przerzut są tym wyższe, im bardziej zamykają się drzwi do Europy.
Tymczasem według różnych szacunków w Libii na życiową szansę przedostania się na nasz kontynent czeka nawet do miliona zdesperowanych ludzi. To także problem Unii Europejskiej. W końcu zamykanie oczu przez ponad dwa lata na podobną sytuację w Turcji wywołało ostatnią falę imigracji.
Tak dalej być nie może, lecz nikt nie wie, jak ten problem rozwiązać. Na ubiegłotygodniowym szczycie UE i Unii Afrykańskiej w Abidżanie pojawiła się propozycja Angeli Merkel i Emmanuela Macrona, by dokonać podziału niedoszłych imigrantów w Libii na dwie grupy. W jednej mieliby się znaleźć uchodźcy, których można by zakwalifikować jako poszukujących azylu zgodnie z definicją konwencji genewskiej. Takich osób może być ok. 20 proc. Ci ludzie mieliby trafić do obozów w Czadzie lub Nigerii i tam oczekiwać na transfer do krajów wyrażających zgodę na ich przyjęcie (niekoniecznie do państw europejskich).