Zwycięstwo najstarszej z uczestniczek turnieju (37 lat) nad obecną mistrzynią Wimbledonu i posiadaczką tytułu tenisistki 2017 roku przyjęto z należnym Venus szacunkiem.
Siostra Sereny znów pokazała hart ducha i spokój w walce ze znacznie młodszymi rywalkami, nawet jeśli one, jak Hiszpanka (i wcześniej Jelena Ostapenko), mają siłę i talent na wielkoszlemową miarę. Wspominano oczywiście, że to udany rewanż za finał tegorocznego Wimbledonu, ale Venus patrzy na sport ze znacznie większym dystansem. – Nie zamierzam oglądać w piątek żadnych meczów, bo naoglądałam się tenisa przez cały rok – stwierdziła krótko, gdy pytano, czy będzie śledzić półfinałowe rywalki.
We wcześniejszym czwartkowym meczu pewna już awansu Karolina Pliskova przegrała 3:6 1:6 z Ostapenko. Łotyszka na pożegnanie Singapuru w końcu zarobiła zwycięską premię (153 tys. dolarów). Pliskova podkreślała, że pieniądze są nieważne, gdy w perspektywie jest wielki cel – zwycięstwo w finałach WTA.
Mecz nie miał sportowego znaczenia, gładka porażka nie zrzuciła Czeszki z pierwszego miejsca w grupie białej. Venus zajęła drugie, co na razie oznacza, że zmierzy się w półfinale z najlepszą tenisistką grupy czerwonej.
Na pewno będzie to Karolina. Która? Dowiemy się w piątek po południu czasu polskiego. O godz. 10 grają Karolina Woźniacka z Caroline Garcią, o 13.30 Simona Halep z Eliną Switoliną. Dunka ma już zapewniony awans, a pozostała trójka nadzieję, nawet ostatnia w tabeli Ukrainka.