Wreszcie w Singapurze odbył się mecz, który będzie zapamiętany. Venus Williams zmierzyła się z łotewską mistrzynią turnieju Roland Garros 2017, o różnicy wieku pisać nie trzeba – każdy widział i wiedział, że to rywalizacja dwóch tenisowych pokoleń.
Jelena Ostapenko, ze swym młodzieńczym stylem niepokornej buntowniczki wydawała się wielu teoretycznie mocniejsza, ale Venus to Venus – lata małych i wielkich kortowych bitew dały jej opanowanie i ono zadecydowało.
Wynik 7:5, 6:7 (3-7), 7:5 po trzech godzinach i niecałym kwadransie dla Amerykanki tłumaczy, jak zacięty był to bój, nie oddaje tylko, jak wiele w tym meczu było wykradanych gemów, wspaniałych wymian, bardzo prostych błędów i emocjonalnych krzyków, zwłaszcza tej młodszej, która miała tak naprawdę jedną dużą słabość: niepewny serwis.
– Zwycięstwo, to zwycięstwo, cóż można dodać? Może miałam trochę szczęścia, kto wie? Ale teraz myślę tylko o kolejnym spotkaniu – mówiła Amerykanka.
Komu brak w turnieju Agnieszki Radwańskiej, mógł sobie o niej przypomieć przy okazji 193-minutowego meczu Williams - Ostapenko. Polka i Sara Errani dzierżą bowiem rekord długości spotkania w finałach WTA: 209 minut w 2012 roku, w Stambule. Wynik z wtorku to trzeci rezultat w kronikach.