Łukasz Kubot i Marcelo Melo. MIstrzowie piątego seta

Łukasz Kubot i Marcelo Melo zostali mistrzami Wimbledonu. Wielkie chwile polskiego (i brazylijskiego) tenisa w Londynie

Aktualizacja: 15.07.2017 23:01 Publikacja: 15.07.2017 22:41

Łukasz Kubot i Marcelo Melo. MIstrzowie piątego seta

Foto: AFP

—korespondencja z Londynu

Może komuś to spotkanie się dłużyło, ale publiczności na korcie centralnym na pewno nie. Wynik imponujący: 5:7, 7:5, 7:6 (7-2), 3:6, 13:11, oficjalny czas gry (nie licząc zamykania dachu i włączenia oświetlenia z powodu ciemności): 4 godziny i 39 minut.

Potem, po nerwach, zmianach nastrojów, emocjach dobrych i złych było już tylko to, na co warto było czekać, bo pisała się na naszych oczach historia tenisa dwóch krajów: Łukasz Kubot i Marcelo Melo padają na trawę, szaleją ze szczęścia, potem wchodzą do loży królewskiej, Sue Barker, głos BBC, od lat niezbędna prz takich okazjach – wymienia elegancko nazwiska, zwycięzcy odbierają od księcia Kentu srebrne puchary, Polak roni łzę, Brazylijczyk gryzie puchar, każdy objaw radości jest w takiej chwili dobry.

Czytaj także:

My, na ile emocje pozwalają, powtarzamy: Polak podwójnym mistrzem Wielkiego Szlema, Polak wreszcie wygrał w Wimbledonie. Można przypominać tę drogę, cytować statystyki, ale w takiej chwili to mało ważne.

Zostanie z tego finału wiele wspomnień, najważniejsze oczywiście z finałowego piątego seta długości 103 minut. Wcześniej też było ciekawie. Mecz przebiegał przecież wedle kanonów współczesnej gry deblowej na trawie, gdzie serwis oznacza dużą przewagę, akcje są krótkie i dynamiczne jak zderzenia kling na planszy szermierczej, po serwisie decyduje refleks, zmysł orientacji, oczywiście returny i woleje, którymi Polak z Brazylijczykiem mieszali wszystkim rywalom szyki.

Kto oczekiwał krótkiej walki – nie miał racji. Ani Marach, ani Pavić nie wyglądali na szczególnie speszonych okolicznościami – lożą królewską, kortem centralnym i specyficzna akustyką tego miejsca. Nawet tym, że w loży została Martina Navratilova, że doszła aktorka Hilary Swank, trochę nieoczekiwana miłośniczka tenisa. Publiczność wimbledońska, nawet jeśli wyjedzie na posiłek po pierwszym finale, wraca wzmocniona na kolejny. Trybuny były od drugiego seta pełne.

Dwa sety, 5:7, 7:5, jest remis. Raz jedni, raz drudzy wykorzystali rzadkie szanse przełamania serwisu rywali w najbardziej korzystnym momencie – gdy nie było już czasu na odrobienie straty. Tie-break trzeciego seta – okazał się zakakująco łatwy, Kubot i Melo prowadzą 2-1. Za chwilę Marach prosi o pomoc lekarską do lewego uda. Trudno pomijać takie szczegóły, gdy o wyniku decydują ułamki sekundy.

W loży gości Łukasza Kubota widać było Wojciecha Fibaka i Ryszarda Krauzego. Polski tenisista nie raz powtarzał, że zawdzięcza obu wiele, że pomogli mu wtedy, gdy ta pomoc była naprawdę ważna. Loża dostawała sporo okazji, by zrywać się do braw, lecz delegacja austriacko-chorwacka (także panamska, bo żona Maracha jest z Panamy), też mogła mieć nadzieję. Zwłaszcza po czwartym secie, gdy oba debla zagrały odmiennie od zasady – serwis nie rządził, zwłaszcza po polsko-brazylijskiej stronie.

Po prawie trzech godzinach był zatem remis i klasyka wimbledońska: piąty set na przewagi. W nim obu parom wróciła skuteczność przy podaniu, dopiero przy stanie 6:5 dla Kubota i Melo, polska grupa wsparcia pierwszy raz podskoczyła na krzesełkach naprawdę wysoko: dwie piłki meczowe. Wolej i mocny serwis rywali, nadzieja minęła.

Po czterech godzinach do loży królewskiej przyniesiono koce, bo wieczór zapowiadał się chłodny, a dach otworzono zaraz po singlu pań. Virginia Wade wzięła koc, Rod Laver, krzepki 78-letni mistrz – odmówił uprzejmie na rzecz sąsiadki. Na korcie gra równa: 8:8, serwuje Kubot. Nagle robi się 0-40, gorąco, ale Polak daje radę wyjść z opresji. 9:8. Taki wynik to jeszcze nic, historia Wimbledonu jest za wielka, by nie zapisać dłuższych piątych setów, ale to już czas, gdy publiczność bardzo zdecydowanie zaczyna się angażować i podnosić napięcie.

W secie 10:9, statystyka na pasku informacyjnym ciekawa – zdobyte punkty w cały meczu: po 183. Przy 11:11 nadszedł czas na włączenie świateł, a to oznaczało także zamknięcie dachu. Przerwa trwała prawie 12 minut. Mała rozgrzewka minutę. Grają. To jeszcze jeden z paradoksów tego finału: grający świetnie cały czas, może najlepszy w finale, ten najmłodszy, Mate Pavić, nagle traci koncentrację serwisową. Może to ta przerwa, może zasunięty dach i inne światło, ale błyskawicznie robi się 40-0 dla Kubota i Melo.

Każdy z kilkunastu tysięcy widzów, którzy zapłacili po 155 funtów za wstęp w niedzielę na kort centralny, na pewno nie żałuje wydatku. Trzy piłki meczowe, dwie nikną w akcjach Austriaka i Chorwata. Trzecia nie – return Łukasza Kubota, Pavić nie zdążył, pilka w siatce. Sceny triumfu czas zacząć. Sceny rozpaczy takzę, Pavić na długo chowa głowę w ręczniku, Marach ma wypisany na twarzy ogromny zawód.

Rok temu nikt o parze Melo - Kubot nie powiedziałby, że zostaną wimbledońskimi mistrzami piątego seta (cztery z sześciu meczów skończyli w ten sposób), że zostaną niezwyciężonymi mistrzami gry na trawie (przed Wimbledonem zwyciężyli w s'Hertgenbosch i Halle). Rok temu ta para nie istniała, choć wcześniej ich zawodowe drogi pare razy się przecięły.

To jeszcze jedna właściwość debli męskich – wygrać w Wielkim Szlemie może dziś wiele par. W zasadzie poza braćmi Bryanami, konfiguracje grających są zmienne. Może dlatego indywidualny ranking deblowy lepiej oddaje sytuację. Po Wimbledonie 2017 można ogłosić, że Marcelo Melo jest nr 1 w tym fachu (był już wcześniej), Łukasz Kubot to od poniedziałku nr 4 (najwyżej w karierze).

Można dodać, że wygrali wspólnie w Londynie 400 tys. funtów, że będą grać dalej. Przede wszystkim jednak można, a nawet należy podziwiać tych dwóch niezwykle pracowitych facetów z różnych stron świata, którzy pokazali, że debel bywa naprawdę piękny. Dzięki nim piszemy: Wimbledon zdobyty.

Debel mężczyzn – finał: Ł. Kubot, M. Melo (Polska, Brazylia, 4) – O. Marach, M. Pavić (Austria, Chorwacja, 16) 5:7, 7:5, 7:6 (7-2), 3:6, 13:11.

—korespondencja z Londynu

Może komuś to spotkanie się dłużyło, ale publiczności na korcie centralnym na pewno nie. Wynik imponujący: 5:7, 7:5, 7:6 (7-2), 3:6, 13:11, oficjalny czas gry (nie licząc zamykania dachu i włączenia oświetlenia z powodu ciemności): 4 godziny i 39 minut.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Tenis
Wiadomo kiedy i z kim zagra Iga Świątek? To wielka gwiazda, która wraca do formy
Tenis
Iga Świątek zaczęła sezon na kortach ziemnych. Wygrała w Stuttgarcie
Tenis
Rozpoczyna się nowy etap sezonu. Ziemia obiecana Igi Świątek
Tenis
Rafael Nadal wraca do gry. Barcelona czeka na swojego księcia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Tenis
Iga Świątek ambasadorką Lancôme