Siedzący na stołku sędziowskim pan Pascal Maria miał trochę problemów z temperamentem Djokovicia. Serbski mistrz zapomniał o łacińskiej sentencji „festina lente" i na korcie Philippe-Chatrier zbyt desperacko starał się skończyć ostatni mecz 1/16 finału, gdy rywal oraz sędzia pracy mu nie ułatwiali.
Końcowy wynik był łatwy do przewidzenia, mimo ambitnej i chwilami błyskotliwej gry reprezentujący od roku Wielką Brytanię Słoweniec nie był w stanie wytrzymać naporu Serba, lecz główne pytanie brzmiało: skończą w sobotę czy nie skończą?
Publiczność dobrze się bawiła, widać było, że Novak nie chce dopuścić myśli o utracie wolnego dnia, ale im bardziej lider rankingu światowego się spieszył, tym lepiej szło Aljazowi Bedene. Gemy były więc długie, przerwy też (Słoweniec prosił o pomoc lekarza przy oczach), każda prośba rywala Djokovicia o sprawdzenie śladu piłki wywoływała grymasy i komentarze Novaka.
Serb jednak zdążył przed nocą, po ostatniej piłce sędzia Maria trochę z przekory lub dla zabawy zeskoczył ze stołka, jeszcze sprawdził ostatnią piłkę i wreszcie wydał opinię: gem, set, mecz, 6:2, 6:3, 6:3, Djoković. Napięcie natychmiast zniknęło, Novak Djoković wrócił do roli dżentelmena kortów, Paryż nagrodził obu tenisistów brawami i udał się na wieczorne rozrywki w mieście.
W innych meczach też nie było sensacji, może dla niektórych pewną niespodzianką była porażka Any Ivanović (w końcu to mistrzyni z 2008 roku) z Eliną Switoliną, ale Ukrainka ma już całkiem spory dorobek – od tytułu juniorskiego w Roland Garros 2010 do pięciu wygranych turniejów WTA i ćwierćfinału w Paryżu w ubiegłym roku.