Korespondencja z Paryża
Polka jeszcze nigdy z Czeszką nie przegrała (spotykały się cztery razy) i już to świadczy, że jest faworytką, a zwycięstwo nad solidną Francuzką Caroline Garcią powinno jej dodać wiary, jak można było zobaczyć podczas czwartkowego treningu. Wczorajsze zajęcia z Tomaszem Wiktorowskim i Dawidem Celtem to inny świat w porównaniu z psychodramą, jaką widywaliśmy w Paryżu w końcowych latach pracy Roberta Radwańskiego z córką.
W drugiej rundzie debla jest Marcin Matkowski, który wraz z Łukaszem Kubotem zagra na igrzyskach w Rio. Polska para spróbowała wspólnych występów także w tegorocznych turniejach, ale eksperyment się nie powiódł. „Graliśmy razem przez cztery miesiące i wyników nie było. Zadecydowaliśmy więc, że nie ma sensu dalej się męczyć. Spotkamy się na igrzyskach i zagramy »na świeżości«. Z Leanderem Paesem jestem umówiony co do wspólnej gry do Wimbledonu, a potem zobaczymy. W mikście w Rio Agnieszka będzie miała do wyboru mnie lub Łukasza. Ona zadecyduje, z kim chce walczyć o medal" – mówił Matkowski.
W dniu, gdy gwiazdorzy wygrywali bez trudu, być może warto przypomnieć, że mija właśnie 70 lat od pierwszego powojennego turnieju. Organizatorzy drukują wspomnienia tenisistów, którzy przyjechali do Paryża wiosną 1946 r. Trudno było wówczas we Francji kupić coś do jedzenia, a mięso można było dostać głównie na czarnym rynku. Amerykanie przywieźli je w lodówkach na statku, tak bardzo bali się europejskiej nędzy. Dla gospodarzy największą satysfakcją było to, że w finale singla nie spotkali się dwaj dobrze odżywieni jankesi, lecz Marcel Bernard i Czech Jaroslav Drobny (wygrał Francuz w pięciu setach).
O tym, co działo się na stadionie Roland Garros podczas wojny, Francuzi wspominają niechętnie, jeśli nie liczyć występów teatralnej trupy Madeleine Renaud – Jean-Louis Barrault. Są nawet zdjęcia z prób na korcie, gdy strofy Ajschylosa recytuje Jean Marais... O bardziej mrocznej wojennej historii tenisowego stadionu przypomniał Arthur Koestler (autor „Ciemności w południe"), który był więziony w podziemiach kortu w roku 1940 jako zagrażający Francji komunista. „Na Roland Garros nazywaliśmy sami siebie jaskiniowcami, około 600 z nas mieszkało pod trybunami. Spaliśmy na wilgotnej słomie, ponieważ strop przeciekał (...) Niewielu z nas interesowało się tenisem, ale gdy pozwolono nam wreszcie wyjść na spacer, mogliśmy zobaczyć nazwiska na tablicach wyników – Borotra i Brugnon" (sławni francuscy gracze sprzed wojny – przyp. m.ż) – pisze Koestler.