Przyjemność zepsuła hazardowa chmura, która gęstnieje nad kortem od lat i niestety wnioski są wyłącznie smutne. Wygranie z oszustami jest praktycznie niemożliwe, bo bardzo trudno wykazać, że ktoś specjalnie przegrał już nie mecz, lecz choćby seta lub gema. Nikogo nie można skazać na podstawie tego, co sygnalizują bukmacherzy, oni mogą jedynie anulować zakłady i to będzie jedyna konsekwencja, dopóki do walki z tym procederem nie włączą się władze państwowe. Tylko kontrola rozmów telefonicznych, połączeń mejlowych i kont bankowych podejrzanych może doprowadzić do skazania winnych, a to nie jest zadanie dla sportowych organizacji, takich jak ATP i WTA, czy nawet ich wyspecjalizowanych komórek. Bez ingerencji państw (USA, Francji i Szwajcarii) Sepp Blatter byłby wciąż wielkorządcą światowego futbolu, Rosjanie korumpowaliby lekkoatletykę, a Lance Armstrong pozostał szanowanym i bogatym sportowcem. Na razie odpowiedź władz tenisowych na hazardowe zagrożenie jest korporacyjną mową – trawą bez treści, tak samo jak dzieje się od lat w sprawie dopingu, więc trudno spodziewać się przełomu.

Niebezpieczeństwo jest tym większe, że hazard wchodzi do sportu nie tylko poprzez mafię i przestępcze azjatyckie syndykaty, lecz przede wszystkim legalnie, w akompaniamencie zapewnień, że wraz z nim przyjdą też czyste pieniądze. Wielu internetowych bukmacherów już kupuje sobie przychylność klubów, zapewnia znakomite zarobki byłym gwiazdorom, a także dziennikarzom sportowym. W ten sposób powstaje układ zamknięty, w którym złoczyńcą jest tylko internetowy oszust przekupujący tenisistę lub sam nieuczciwy zawodnik, a reszta tego towarzystwa spokojnie może uważać się za przyzwoitych ludzi nierobiących nikomu krzywdy i płacących podatki. Tymczasem to nieprawda, bo hazard nie jest niewinną zabawą, tylko poważnym niebezpieczeństwem i zachęcanie do gry to po prostu czyn niemoralny.

Na początek, trzymając się kortu, trzeba zrobić to, co postulują mądrzejsi tenisiści: zakazać zakładów w tenisie, bo ze swej natury jest on zbyt podatny na manipulacje, których nie sposób udowodnić. Wpadają tylko płotki, znakomity rosyjski tenisista Nikołaj Dawydienko, od którego to wszystko się zaczęło, został puszczony wolno z braku dowodów, choć bukmacherzy podnieśli alarm.

Tak możemy bawić się przez lata, sytuacja już dziś jest absurdalna: każdy niespodziewany wynik staje się z definicji podejrzany, każdy sukces outsidera brany pod lupę. Jeśli to potrwa dłużej, tenis – sport, nad którym od dziesięcioleci słońce nie zachodzi – zapłaci za to wysoką cenę i bukmacherzy nikomu nie wypłacą premii za stracone złudzenia.