Dwa wygrane mecze w Melbourne – to musi cieszyć, ale tak naprawdę wciąż trudno powiedzieć, w jakiej formie jest Agnieszka Radwańska.
W zwycięskim pojedynku z Ukrainką Łesią Curenko (2:6, 7:5, 6:3) były momenty dobrej gry, można śmiało powiedzieć, że czym dalej, tym było lepiej, ale trudno też zapomnieć, jak niewiele brakowało, by mecz z 43. tenisistą rankingu WTA skończył się porażką Polki w dwóch setach.
W pierwszym Radwańska grała źle, przede wszystkim serwowała słabo, drugie podanie było praktycznie tylko wprowadzeniem piłki do gry. Returny Curenko, która przy odbiorze serwisu przesuwała się coraz bardziej w głąb kortu, były jak cios prosto w nos.
Zimny wiatr
Kiedy wydawało się, że w drugim secie wróciła dawna Radwańska i objęła prowadzenie 4:1, znów poczuliśmy zimny wiatr na plecach, choć w Melbourne było bardzo gorąco.
Dzielna Łesia z Ukrainy dogoniła i przegoniła Polkę, przy prowadzeniu 5:4 miała własny serwis i tylko dwie wygrane piłki dzieliły ją od zwycięstwa. I to wcale nie był koniec jej szans, bo chwilę później, przy stanie 6:5 dla Radwańskiej i własnym podaniu, Curenko prowadziła 40:0, ale przegrała tego gema, seta i w konsekwencji mecz, bo w trzecim secie Polka dominowała już wyraźnie.