Australian Open: Tym razem na początku jest ból

Turniej zaczyna się w poniedziałek w Melbourne od sportowo-obyczajowych kontrowersji. Zabraknie kilku sław, może słońce spowoduje, że obudzi się Agnieszka Radwańska.

Aktualizacja: 15.01.2018 13:16 Publikacja: 14.01.2018 18:37

Broniący tytułu Szwajcar Roger Federer zagra w Melbourne o swoje 20. wielkoszlemowe zwycięstwo. Jego

Broniący tytułu Szwajcar Roger Federer zagra w Melbourne o swoje 20. wielkoszlemowe zwycięstwo. Jego ubiegłoroczny finał z Rafaelem Nadalem był jednym z najlepszych i bez wątpienia najbardziej wzruszającym momentem tenisowego roku.

Foto: AFP, William West

Maria Szarapowa została gwiazdą losowania, tenisowa sława sprzed lat Billie-Jean King chce, by jeden z głównych kortów nie nosił już imienia Margaret Court. Gromada mistrzyń i mistrzów opowiada o tym, jak tenis boli – dawno nie było takiego startu Wielkiego Szlema. W miejscu, w którym przez lata wychwalano pogodę, organizację i publiczność, mówiono o radości rozpoczynania corocznej rywalizacji, na razie słychać polemiki, krytykę i narzekania.

Zaczęło się, gdy Margaret Court poinformowała, że nie pojawi się na trybunach i nie będzie obok Roda Lavera przypominać o dawnej wielkości tenisa na antypodach. Dotąd bywała, tym bardziej że jej imię nosi trzeci pod względem wielkości stadion tenisowy w Melbourne Park (mieści 7500 widzów), tę honorową nazwę dostał w 2003 roku.

Pani Court, 24-krotna mistrzyni singlowych turniejów Wielkiego Szlema, 11-krotna mistrzyni Australian Open ma 75 lat i jest pastorem Kościoła o nazwie Zwycięstwo Życia w Perth. Od dawna wyrażała publicznie opinię, że osoby tej samej płci nie powinny mieć możliwości zawierania małżeństw i przy okazji, że „kobiecy tenis pełen jest lesbijek" i wpływa to źle na cały sport. Dodawała, że nie kieruje nią homofobia, tylko religijność.

Martina Navratilova i Billie-Jean King poczuły się sprowokowane. – Mam dziewczynę i z oczywistych powodów nie zgadzam się z uwłaczającymi słowami tyczącymi środowiska LGBT. Sądzę, że byłoby dobrą rzeczą sprawdzić, czy istnieje możliwość zmiany nazwy jednego stadionu Australian Open, gdyż kilkoro grających mogłoby czuć się niekomfortowo, grając na korcie imienia Margaret Court. Ja bym nie zagrała – powiedziała w piątek BJ King, wywołując kolejne komentarze.

Sprawa zapewne nie znajdzie szybkiego rozwiązania, na razie działacze australijscy próbują godzić ogień z wodą. Z jednej strony wybrali Billie-Jean King do roli wręczającej główne trofeum, czyli Daphne Akhurst Memorial Cup, najlepszej tenisistce turnieju (okazją jest 50-lecie pierwszego zwycięstwa Amerykanki w Australian Open), z drugiej – nagranie rozmowy na temat przemianowania Margaret Court Arena i okoliczności tej propozycji szybko usunęli ze strony internetowej turnieju.

– Jestem tu, by grać w tenisa. Uwielbiam Margaret Court Arena. Jeśli nazwa zostanie zmieniona i tak nie będzie to moja decyzja – powiedział Rafael Nadal.

– To wszystko zależy od organizatorów, nie ode mnie. Szanuję zdanie Billie-Jean King, szanuję rywalki i koleżanki z kortów, także ich sposób życia. Nie sądzę, że powinna pojawić się nienawiść do kogokolwiek i tyle – powiedziała Sloane Stephens, mistrzyni US Open 2017.

Pani pastor Court odrzekła, że słowa King przyjmuje jako małostkowe i infantylne. W czasie turnieju pojedzie na wakacje, ale będzie oglądać mecze w telewizji. – Nie uciekam od problemu, ale postanowiłam w tym roku nie przekraczać granicy i nie biadolić – mówiła w „Herald Sun". Swoją drogą: od grudnia prawo australijskie zaczęło dopuszczać małżeństwa osób tej samej płci.

Farsa losowania

Turniej znalazł się pod ostrzałem mediów także wówczas, gdy przed uroczystością losowania, trofeum kobiece wniosła na scenę Maria Szarapowa i dumnie stanęła obok Rogera Federera. Tak dosłowne stawianie Rosjanki na piedestale po tym, gdy dwa lata temu wpadła w Melbourne na braniu meldonium i została ukarana 15-miesięczną dyskwalifikacją – wydało się wielu co najmniej niestosowne.

Zdaniem dyrektora turnieju Craiga Tileya był to wymóg tradycji, właśnie nadeszła dziesiąta rocznica zwycięstwa Szarapowej w Australii, puchar Daphne Akhurst powinna nieść osoba sportowo zasłużona, z dostępnych mistrzyń turnieju obecna była wyłącznie Rosjanka.

„The Times" napisał, że z powodu pojawienia się Szarapowej w honorowej roli całe losowanie stało się farsą, że zawstydzające dla całego tenisa jest to, że rozwija się czerwony dywan przed gwiazdą, która brała doping.

– Szarapowa, której ostatnią akcją w Melbourne Park w 2016 roku było przekazanie do kontroli próbki z moczem, dostała wielkie wsparcie w Australii – napisał „The Telegraph".

Inne brytyjskie i amerykańskie gazety wydrukowały podobne komentarze, tenisowy publicysta „New York Times" Ben Rothenberg dodał wpis twitterowy: „Wydaje mi się, że Szarapowa była surowo potraktowana podczas rozprawy antydopingowej, ale i tak nie mogę uwierzyć, że #AusOpen pozwolił jej wnieść trofeum na kort...".

Potępienie wzbudziła też rozmowa tenisistki z dziennikarzem Channel 7, w której prowadzący nie wspomniał słowa o winie i karze, gładko nazywając czas dyskwalifikacji „przerwą".

Start turnieju z takim bagażem wydaje się trudny, dochodzą do tego problemy licznych sław przybyłych do Melbourne w słabym zdrowiu. Podejrzenie, że rywalizacja szybko straci na atrakcyjności, ma silne podstawy. Lista niedysponowanych jest bowiem wyjątkowo długa.

Andy Murray przyleciał do Australii właściwie tylko po to, by zrobić w Melbourne operację biodra i odłożyć powrót na korty do Wimbledonu albo do czasu, gdy odzyska „przynajmniej 95 procent sprawności".

Młoda matka Serena Williams zagrała pokazówkę w Abu Zabi, przegrała tam z Jeleną Ostapenko i stwierdziła, że nie czuje się gotowa do wielkiej gry. Swoją drogą miała już wcześniej zarezerwowany w terminie ćwierćfinałów wykład podczas prestiżowego spotkania biznesowego na Florydzie.

Wiktoria Azarenka nie mogła wyjechać z Kalifornii i skorzystać z dzikiej karty od organizatorów z powodu przedłużającego się procesu sądowego z ojcem jej syna. Kei Nishikori ma kontuzję nadgarstka, z którą męczy się od sierpnia, uniemożliwiła mu przygotowanie do pięciosetowych meczów w Melbourne.

Wymienionej czwórki nie będzie, ale co z formą tych, którzy się zgłosili, ale od miesięcy nikt nie widział ich skutecznej gry? Novak Djoković, z powodu kontuzji prawego łokcia nie grał od pół roku, pojawił się w Australii, zagrał dwie krótkie pokazówki (w Kooyong Classic wygrał z Dominikiem Thiemem, w Tie Break Tens przegrał z Lleytonem Hewittem), rozdał dziennikarzom słodycze bez cukru, przekazał wyrazy życzliwości i życzenia zdrowia, ale to miłe zachowanie nie zmienia powszechnych opinii, iż Serb wciąż jest na rozdrożu kariery.

Chce podjąć ryzyko, mając nadzieję, że ciało jednak nie zawiedzie. Wiadomo, że z pomocą Radka Stepanka i Andre Agassiego przez dwa miesiące przemodelował ruch serwisowy tak, by nie narażać łokcia. Wiadomo, iż ten łokieć nie jest wyleczony na 100 procent.

– Zrobiłem, co mogłem, by tu być. Jak to się skończy, nie wiem – mówił w Melbourne tenisista, który jeszcze niedawno był przykładem niezachwianej dominacji i żelaznej wiary w siebie.

W podobnej sytuacji jest Stan Wawrinka, który także od pół roku nie grał. Przeszedł dwa zabiegi lewego kolana, nie miał wiele czasu na porządne treningi, ale postanowił wystartować, licząc, że szczęście dopisze. W Tie Break Tens na starcie zgłosił ból ramienia i nie zagrał 15-minutowego, niezbyt wymagającego meczu w hali.

Rafael Nadal leczący od minionej jesieni chore kolano odwołał start w Brisbane, w Tie Break Tens wystąpił, wygrał dwie rundy, nawet doszedł do finału, który przegrał z Tomasem Berdychem, ale co to oznacza, też nie wiadomo. Zdaniem „Zaczynam od zera", można tłumaczyć wszystko.

Lista chorych

Garbine Muguruza w Brisbane wycofała się z powodu nagłych skurczów. W Sydney pokonały ją problemy z mięśniami uda. Tylko niektórzy wierzą, że dolegliwości miną w Melbourne. Milos Raonic w 2017 roku miał dwie kontuzje, nadgarstka i łydki. Przegrał mecz w Brisbane ze zdolnym australijskim nastolatkiem Aleksem De Minaurem i tyle wiadomo.

Można wymieniać dalej: Dominic Thiem – gra między infekcjami wirusowymi, właśnie leczy kolejną; Jack Sock ma problem z biodrem, poczuł ból w meczu Pucharu Hopmana, w Auckland odpadł w drugiej rundzie; Jo-Wilfried Tsonga zaczął sezon od kontuzji nadgarstka; Sloane Stephens przedłużyła o tydzień rehabilitację kolana, ale i tak odpadła w pierwszej rundzie w Sydney; Petra Kvitova – wirus; Julia Goerges – zwycięstwo w Auckland, chore kolano w Sydney; Caroline Garcia ma kontuzję pleców; Johannę Kontę boli biodro (media piszą już o „brytyjskiej chorobie"). Główni pretendenci do pucharów i premii zgodnie mówią, że na początku jest ból.

Ale to nie znaczy, że musi być nudno. Może przecież znów narodzić się klasyczny finał Roger Federer – Rafael Nadal. Szwajcar nieźle grał w Pucharze Hopmana, ale swoje możliwości chętnie pomniejsza. – Nie powinno być tak, że 36-letni tenisista jest faworytem turnieju, to nie ma sensu – mówił w ostatnich wywiadach, gdy wskazywano, że okoliczności wypychają go na fotel zwycięzcy.

Turniej może mieć jednak zdrowego mistrza, niektórzy sądzą, że Nicka Kyrgiosa lub Davida Goffina, albo Grigora Dimitrowa. Bardzo prawdopodobne, że w turnieju kobiecym też będą niespodzianki w rodzaju wydarzeń z ostatniego US Open. Największą zaletą Australian Open może być zatem blask nowych talentów.

Główna nadzieja – Kubot

O chorobach polskich tenisistów słychać mniej poza tym, że Jerzy Janowicz po operacjach odłożył start sezonu do lutego i na razie został komentatorem w Eurosporcie. Polski wkład w Australian Open 2018 to w turniejach singlowych trzy panie: awans Magdaleny Fręch (163. WTA) poprzez kwalifikacje – jest miłym zaskoczeniem. Młoda Polka dostała mecz z Hiszpanką Carlą Suarez Navarro (39. WTA) już w poniedziałek, podobnie jak Magda Linette (74. WTA) z Amerykanką Jennifer Brady (65. WTA), więc wiele czasu na dalsze prognozy nie było.

Agnieszka Radwańska po umiarkowanie pomyślnych turniejach w Auckland i Sydney (w obu wygrała po dwa mecze, lecz grała w kratkę, największą wartość miał sukces z Kontą) spadła na 35. miejsce rankingu WTA. Z Kristiną Pliskovą (61. WTA) zagra we wtorek.

Są wciąż tacy, jak Boris Becker, którzy wierzą w delikatny tenis Polki, ale w zdecydowanej większości analiz dotyczących ewentualnego składu ćwierćfinałów – Radwańskiej już nie ma. Można się zgodzić, że Agnieszka płaci za lata kariery, ale wydaje się, że rewolucyjnych zmian już nie zechce. W Melbourne nie broni wielu punktów, rok temu przeszła tylko jedną rundę (wygrała z Cwetaną Pironkową, przegrała z Mirjaną Lucić-Baroni), jest zatem szansa na odrobienie strat.

Pozostają deble, zwłaszcza ten nr 1 na świecie – Łukasz Kubot i Marcelo Melo. Trudno o lepszy początek roku – wygrana w Sydney potwierdziła umiejętności mistrzów Wimbledonu. W Melbourne Polak był mistrzem cztery lata temu (z Robertem Lindstedtem), najlepszy wynik Brazylijczyka: półfinał trzy lata temu (z Ivanem Dodigiem). W pierwszej rundzie zmierzą się z Włochem Paolo Lorenzim i Niemcem Mischą Zverevem (nr 32.).

Deblowe mecze zagrają również Marcin Matkowski i Pakistańczyk Aisam-Ul-Haq Qureshi, Alicja Rosolska i Amerykanka Abigail Spears oraz Magda Linette i Zarina Dijas z Kazachstanu.

Z dobrych wiadomości: tegoroczny Austrian Open ma rekordową pulę nagród w wysokości 55 mln dol. australijskich (nieco słabszych od amerykańskich – 1 dol. australijski to obecnie ok. 2,7 zł). Podniesiono ją o 10 procent w porównaniu z ubiegłym rokiem. Po finałach mistrzyni i mistrz otrzymają czeki na 4 mln dol., pokonani w pierwszych rundach singla wezmą po 50 tys.

Nie będzie deszczu

Finansowe porównanie Australian Open z pozostałą wielkoszlemową trójką wskazuje, że w Melbourne zwycięzcom finałów płaci się nieco mniej niż w Nowym Jorku, ale z Wimbledonem i Paryżem Australijczycy na razie wygrywają. Inaczej jest z tymi tenisistami, którzy przegrywają na starcie turnieju – na australijskich kortach, wbrew ogólnej polityce płacowej, zarobią w tym roku relatywnie najmniej.

Dwutygodniowa prognoza dla Melbourne przewiduje niewiele opadów, głównie na początku drugiego tygodnia. Temperatury – początkowo umiarkowane, w czwartek mają skoczyć do 40 stopni Celsjusza, ale zaraz spadną. Najbardziej znaczące mecze i tak będą chronione – aż nad trzema wielkimi kortami w Melbourne Park są zamykane dachy.

Turniej zaczyna się w poniedziałek, czyli o 1 w nocy z niedzieli na poniedziałek w Polsce. Transmisje oferują Eurosport 1, Eurosport 2, także kanały specjalne Cyfrowego Polsatu: Tenis Premium 1, Tenis Premium 2 oraz usługa Eurosport Player.

Maria Szarapowa została gwiazdą losowania, tenisowa sława sprzed lat Billie-Jean King chce, by jeden z głównych kortów nie nosił już imienia Margaret Court. Gromada mistrzyń i mistrzów opowiada o tym, jak tenis boli – dawno nie było takiego startu Wielkiego Szlema. W miejscu, w którym przez lata wychwalano pogodę, organizację i publiczność, mówiono o radości rozpoczynania corocznej rywalizacji, na razie słychać polemiki, krytykę i narzekania.

Zaczęło się, gdy Margaret Court poinformowała, że nie pojawi się na trybunach i nie będzie obok Roda Lavera przypominać o dawnej wielkości tenisa na antypodach. Dotąd bywała, tym bardziej że jej imię nosi trzeci pod względem wielkości stadion tenisowy w Melbourne Park (mieści 7500 widzów), tę honorową nazwę dostał w 2003 roku.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Tenis
Iga Świątek czeka na pierwszy sukces w Hiszpanii. Liderka rankingu zaczyna dziś turniej w Madrycie
Tenis
Magda Linette zagra z Aryną Sabalenką. Bolesna porażka Magdaleny Fręch w Madrycie
Tenis
100. tydzień Igi Świątek w roli światowej liderki kobiecego tenisa
Tenis
Porsche odjechało Idze Świątek. Polskie finały w Rouen i Barcelonie
Tenis
Magda Linette w finale. Zacięty mecz ze Sloane Stephens