Korespondencja z Londynu
Już po dwóch rundach zostały tylko dwie z dziesiątki rankingowo najlepszych pań, u panów też ubytki były znaczne. Tę statystykę wzmocniły sobotnie porażki Simony Halep (nr 1 na świecie) i Alexandra Zvereva (nr 4). Podsumowanie po trzeciej rundzie wygląda tak: z 32 rozstawionych tenisistek ubyło 25, u mężczyzn odpadło 22. Dla wimbledońskich bywalców to jednak bardziej norma niż wyjątek.
– Sądzę, że w tym roku mamy do czynienia z anomalią, ale to się przecież zdarza. Zawodnicy, którzy wygrywali w poprzednich tygodniach na trawie w Stuttgarcie, Eastbourne i Rosmalen, odpadli tutaj wcześnie. To ma prawo się zdarzyć. Porażki wysoko rozstawionych pań pokazują tylko tyle, że poziom kobiecego tenisa się wyrównał, nie bardzo ma znaczenie, kto jest numerem 1, 2, 3 lub 4. Tenisistki z miejsc 10–20 mają bardzo podobne umiejętności, a te z pozycji 30–50 nie są daleko za nimi – tłumaczył Roger Federer.
Serena Williams, która jak Szwajcar przez trzy rundy nie straciła seta, mówi to samo.
– Wiele doskonałych zawodniczek przegrywa, ale nie z powodu słabości, tylko rewelacyjnej gry rywalek. Nie wolno nie doceniać dziewczyn z niższych pozycji rankingu. One potrafią walczyć o swoje na znakomitym poziomie i przełamywać granice – stwierdziła siedmiokrotna mistrzyni Wimbledonu.