Nadal stanął na korcie centralnym Monte Carlo Country Clubu, by po długiej przerwie spowodowanej kontuzją pokazać się światu w drugiej rundzie turnieju z cyklu ATP Masters 1000. Aljaz Bedene nie spowodował, że wizyta króla na włościach znacząco się przedłużyła. Godzina z niewielkim okładem i po pracy – 6:1, 6:3 dla Hiszpana.
Długich wymian nie oglądano, obrońca tytułu dążył do zwycięstwa z widoczną energią, jego rywal wiele więcej zrobić nie mógł. To był 64. wygrany mecz Nadala w Monte Carlo (przy czterech porażkach), bilans spotkań w turniejach na kortach ziemnych poprawiony do stanu 392-35. Nie trzeba dodawać, że nikt inny takiego nie ma.
Król zebrał zatem pokłony trybun, zszedł w uśmiechach z kortu, nic go nie bolało, wyglądał jak za najlepszych lat. Trzy dni wcześniej zapewniał, że w wymuszonej przez uraz przerwie niczego szczególnego na Majorce nie robił, nawet wiele nie trenował, bo kontuzja biodra wykluczyła go z mocnych ćwiczeń na długie dni.
– Nie było pogody na wycieczki jachtem, telewizji nie lubię, więc spotykałem się z przyjaciółmi, zaliczyłem nawet parę imprez – wspomniał. Obraz z kortu sugerował jednak, że przygotowania, jeśli nawet okrojone, dały dobry efekt. Następny mecz, z młodą siłą rosyjskiego tenisa Karenem Chaczanowem, powinien to potwierdzić.
Novak Djoković wygrał 7:6 (7-2), 7:5 z Borną Coriciem, wynik podpowiada, że łatwej przeprawy nie miał. Trener Marian Vajda miał powody, by głęboko wzdychać, zwłaszcza na finiszu drugiego seta, gdy Serb nie skończył spotkania, prowadząc 5:3 i 40-15, potem 5:4 i 40-0. Zrobił to dopiero po dziesiątej piłce meczowej.