Boli sama porażka, a przede wszystkim jej nieuchronność. W meczu były wprawdzie emocjonujące momenty, ale gdy przychodziło do decydujących rozstrzygniąć w obu setach, Chorwatka twardo stawiała na swoim i wygrała 6:4, 6:4. Pojedynek trwał 80 minut.
W swoich gemach serwisowych Konjuh nie miała większych problemów (86 procent wygranych piłek przy pierwszym podaniu), a przy drugim serwisie Radwańskiej nie bała się returnować ostro. Mecz odbywał się na korcie centralnym przy zamkniętym dachu, bo zapowiadano deszcz. Radwańska nie była zadowolona z faktu, że przyszło jej grać praktycznie w hali, uznała, że to warunki lepsze dla rywalki mocno serwującej i uderzającej potężnie z głębi kortu.
Chorwatka (92 WTA) do wielkoszlemowego ćwierćfinału awansowała pierwszy raz w karierze, a dla Radwańskiej US Open pozostaje jedynym turniejem, w którym nigdy nie przebrnęła przez 1/8 finału. Straconej szansy żal, bo w ćwierćfinale czekała nie wspierana gorąco przez publiczność Venus Williams, lecz Czeszka Karolina Pliskova, która wygrała z Amerykanką 4:6, 6:4, 7:6(7-3).
„Ana grała naprawdę dobrze i świetnie serwowała. Starała się stosować urozmaicone zagrania i nie posyłać piłki wciąż w to samo miejsce. Przy takiej sile uderzeń rywalki nie jest łatwo kierować piłkę tam, gdzie by się chciało. Byłam może trochę za wolna i słabiej serwowałam” – oceniła Radwańska na konferencji prasowej.
Polkę czeka teraz zobowiązująca jesień. W ubiegłym roku właśnie o tej porze, po dwóch zwycięstwach w Azji (Tienjin i przede wszystkim Tokio) oraz półfinale w Pekinie, awansowała do finału WTA Tour w Singapurze i go wygrała.