Lata 80. trwają w najlepsze. W radio królują gwiazdy pudel-rocka w typie Journey. Na ulicach wszyscy paradują w krzykliwych kolorach, noszą białe adidasy i tapirują włosy. Tymczasem kino przechodzi kryzys, ludzie wolą oglądać seriale i filmy na kasetach VHS w telewizorze. Tysiące aktorów i aktorek mieszkających w Los Angeles nie marzy już o karierze filmowej, ale pragną dostać choćby małą rólkę w jednej z licznie produkowanych telenowel.

W takich okolicznościach rozpoczynają się przygody Ruth Wilder, którą gra Alison Brie znana z serialu „Mad Men”. Ruth bezskutecznie próbuje szczęścia na castingach, marzy o tym by zostać aktorką. Wieczorami chodzi na warsztaty teatralne, pasjonuje się sztukami Strindberga i marzy o wielkich rolach dramatycznych. Tymczasem dostaje namiary na bardzo nietypowy casting do produkcji o nazwie Glow (Blask). Na miejscu okazuje się, że jest to show stanowiący żeńską odmianę wrestlingu, który jak wiadomo łączy w sobie zapasy, kostiumowy spektakl i cyrk. Uzależniony od kokainy reżyser (w tej roli znakomity Marc Maron) liczy, że swoim pomysłem podbije telewizję kablową, że trafi na kobiecą gwiazdę pokroju Hulka Hogana, a program przyniesie mu krociowe zyski.

Na casting przychodzą zawodowe aktorki, a także bohaterki filmów porno, sportsmenki oraz kompletne amatorki. Ruth na przesłuchaniu wypada beznadziejnie i reżyser chce się jej pozbyć. Sytuacja zmienia się podczas kolejnego etapu przesłuchania, gdy do sali prób wpada rozwścieczona Debbie (Betty Gilpin) – przyjaciółka, której Ruth uwiodła męża. Reżyser powstającego show, jak przystało na rasowego filmowca, postanawia wykorzystać nienawiść Debbie do Ruth, a także inne animozje dzielące pozostałe kobiety. Zaczyna pracować z dziewczętami nad wrestlingiem metodami przypominającymi technikę aktorską Konstantina Stanisławskiego. Zmusza je do tego, by walcząc ze sobą, szukały w swych duszach przeżyć, które popychają je do agresji. Reżyser nakłania je do tego, by na ringu wykrzyczały całą swoją złość do dyskryminującego je świata. Do swoich leniwych mężów, niewiernych chłopaków i apodyktycznych ojców.

Tak wygląda fabuła zawiązująca się w pierwszych odcinkach serialu „Glow”, którym właśnie pochwalił się Netflix. Nie jest to w żadnym wypadku przełomowa komedia, ale trzeba przyznać, że miejscami jest bardzo zabawna. Twórcy inteligentnie bawią się stereotypami kobiecości i męskości, a także odkrywają komiczne kulisy pseudosportu jakim jest wrestling. Wszystkie odcinki serialu (dziesięć po trzydzieści minut) są dostępne na platformie cyfrowej od 23 czerwca.