Stwierdzenie, że więcej ciekawych produkcji powstaje ostatnio w telewizji aniżeli w Hollywood, to oczywistość. Jedni kochają zarywać noce w serialowym ciągu. Drudzy irytują się, bo przecież dobry twórca powinien umieć opowiadać zwięźle, a nie ciągnąć filmową narrację przez kilkanaście godzin. Trudno odmówić tym drugim racji, bo kto ma czas, by oglądać wszystkie ciekawe seriale, skoro co miesiąc jest kilka nowych?
„Miasteczko Twin Peaks” z 1990 r. stworzone przez Davida Lyncha i Marka Frosta było jaskółką zapowiadającą serialową wiosnę na przełomie XX i XXI w. Właśnie wtedy kategoria „serial” zaczęła tracić pejoratywne konotacje. Telewizje przestały być wyłącznie fabrykami wyrobników i zaczęły też dopuszczać do pracy artystów i eksperymentatorów.
Szczyt formy
Wróćmy jednak do 1990 r. Trwał właśnie strajk scenarzystów, kiedy Lynch i Frost przyszli ze scenariuszem „Miasteczka Twin Peaks” do szefów telewizji ABC. Amerykańska stacja zgodziła się wyłożyć pieniądze na siedem odcinków. Na sam półtoragodzinny odcinek pilotażowy przeznaczono cztery miliony dolarów, czyli połowę budżetu Lynchowej „Dzikości serca” z 1990 r.
Fabuła „Miasteczka Twin Peaks” jest z pozoru prosta i brzmi jak setki podobnych opowiastek. W małym miasteczku położonym wśród lasów w stanie Waszyngton dochodzi do zabójstwa licealistki. Ofiarą była 17-letnia Laura Palmer, która przed śmiercią padła też ofiarą gwałtu. Mieszkańcy Twin Peaks są wstrząśnięci, a miejscowy szeryf prowadzi śledztwo wraz z przybyłym do miejscowości agentem FBI – Dale'm Cooperem (Kyle MacLachlan), który staje się głównym bohaterem serialu.
Fenomen „Twin Peaks” wynikał ze specyficznego języka filmowego jakim operował Lynch. Wychodząc od schematów znanych z telenowel i tasiemców policyjnych, przeprowadzał widzów na stronę świata koszmarów, zakazanych pragnień, tajemnic i zmowy milczenia. Pod gładką powierzchnią sielankowego Twin Peaks kryło się miasto sobowtór, opętane przez zło. Wszystko było podlane purnonsensowym poczuciem humoru. Zamiast makabrycznej dosłowności była sugestia, niedopowiedzenie i odwołania do pierwotnych lęków. Na tyle silne, że niejeden widz śnił koszmary przypominające sceny z serialu.