Rene Magritte pokazał, że świat nie jest takim, jakim się wydaje, co przypadło do gustu i nam tak bardzo, że jego prace kupowane są obecnie za miliony funtów.
Nie lubił, gdy interpretowano jego prace, ale sam opowiadał o nich chętnie – i przyjaciołom i mediom.
– Nie znoszę rezygnacji, cierpliwości, zawodowego bohaterstwa i obowiązujących szlachetnych uczuć – deklarował Magritte i dodawał: – Nie cierpię sztuki dekoratywnej, folkloru, reklam i pijaków.
Lecz jako człowiek pełen sprzeczności uzupełniał także: – Lubię przewrotny humor, piegi, kolana i długie włosy kobiet, spontaniczny śmiech dzieci. Tęsknię za żywą miłością, tym, co niemożliwe i dwuznaczne. Boję się poznać, gdzie są moje granice.
24 lata mieszkał z żoną, która była jego pierwszą miłością, na cichym przedmieściu Brukseli. Tam namalował 800 obrazów – w niewielkiej przestrzeni, o której trudno powiedzieć, że spełniała wyobrażenie o profesjonalnej pracowni. Zachowały się jeszcze tubki z zaschniętymi farbami i pędzle, którymi malował. Choć jego obrazy nie są biograficzne, to na wielu z nich znajdują się fragmenty jego mieszkania. Ubierał się jak bankier. Aż do śmierci malował w garniturze i krawacie. Prowadził uporządkowane życie, po malowaniu jechał tramwajem zawsze do tego samego miejsca, by grać w szachy. I pił wówczas jedną tylko kawę. W domu Magrittów zawsze był pies szpic – jednego z nich malarz kazał po śmierci wypchać – leży teraz na łóżku…