„Szkoły błaznów" sukcesem Wrocławskiego Teatr Pantomimy

Wrocławski Teatr Pantomimy spektaklem pokazanym na warszawskim przeglądzie udowodnił, że wraca do dawnej formy.

Publikacja: 19.06.2017 18:17

Foto: materiały prasowe, Michał Matuszak

– Sekretem wielkiej sztuki, która chce trwać... jest okrucieństwo! – mówi jeden z bohaterów „Szkoły błaznów" Michela de Ghelderode'a. Twórczość tego XX-wiecznego belgijskiego artysty rzadko pojawia się u nas, choć sama „Szkoła błaznów" ma ciekawą tradycję. Sięgał po nią Conrad Drzewiecki, do repertuaru Teatru Studio włączył ją Józef Szajna, pojawiła się też w gdańskim Teatrze Wybrzeże i na scenie w Zakopanem.

Obecny szef Wrocławskiego Teatru Pantomimy Zbigniew Szymczyk potraktował przesłanie de Ghelderode'a jako inspirację do opowieści o okrucieństwie. Uniwersalnej i bardzo współczesnej. Dobrze tłumaczy ją cytat z Michela de Ghelderode'a: „Baudelaire mówił, że nasz stosunek do życia oscyluje między ekstazą a przerażeniem. Najpierw uciekamy i zaraz potem wracamy. Gdy tylko gubimy samych siebie, robimy wszystko, żeby znów się odnaleźć. Gdy tylko odnajdujemy siebie, robimy wszystko, żeby od siebie uciec, by siebie zniszczyć...".

Szymczyk pokazuje, że nie do końca uświadomiony teatr okrucieństwa pojawia się już w niewinnych z pozoru zabawach dziecięcych. Z wiekiem narasta zaś w ludziach tęsknota za światem wyraźnie podzielonym na biel i czerń, w którym nie ma miejsca na barwy pośrednie. Świat zgrabnie wyreżyserowanych i zagranych etiud aktorskich, które oglądamy, to świat sprecyzowanych od lat funkcji przypisanych mężczyźnie i kobiecie. Nie ma od nich odstępstwa.

Wrocławska „Szkoła błaznów" to także opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości. Zmaga się z tym główny bohater Foliał, kreator mody, w bardzo ciekawej interpretacji Anny Nabiałkowskiej.

Co ciekawe, jeszcze kilka lat temu ostatnia scena, w której bohaterowie po różnych doświadczeniach siedzą i wystukują „Odę do radości", przyjęta byłaby jako coś naturalnego. Teraz, trzy lata po premierze, gdy spektakl pokazywany był na zakończonym właśnie warszawskim Festiwalu Sztuki Mimu, słyszałem głosy: „Po co w to wplatać politykę". Takie komentarze potwierdziły jednak, że przesłanie spektaklu jest ciągle aktualne.

„Szkoła błaznów" była mocnym punktem XVII Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Mimu, który dzięki determinacji swego szefa Bartłomieja Ostapczuka trwa i stał się imprezą międzynarodową, o czym świadczą jej widzowie, a zwłaszcza artyści. Oni coraz częściej pracują „między ekstazą a przerażeniem".

– Sekretem wielkiej sztuki, która chce trwać... jest okrucieństwo! – mówi jeden z bohaterów „Szkoły błaznów" Michela de Ghelderode'a. Twórczość tego XX-wiecznego belgijskiego artysty rzadko pojawia się u nas, choć sama „Szkoła błaznów" ma ciekawą tradycję. Sięgał po nią Conrad Drzewiecki, do repertuaru Teatru Studio włączył ją Józef Szajna, pojawiła się też w gdańskim Teatrze Wybrzeże i na scenie w Zakopanem.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Teatr
Kamienica świętuje 15. urodziny!
Teatr
„Wyprawy pana Broučka”: Czech, który wypił za dużo piwa
Teatr
Nie żyje Alicja Pawlicka. Aktorka miała 90 lat
Teatr
Łódź teatralną stolicą Polski. Wkrótce Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych
Teatr
Premiera „Schronu przeciwczasowego”. Teatr nie jest telenowelą